wtorek, 31 grudnia 2013

347. Szczęśliwego ...

Chciałam sprawdzić jak mi będzie bez bloga. Więc nie pisałam. Ale to nie był zbyt dobry pomysł, bo stęskniłam się okrutnie za tym miejscem i za Wami. Dlatego jednak wracam. A w zasadzie wrócę jutro może, albo pojutrze... Niedługo. I będzie trochę zmian. Ale chyba dobrych. Bo nowe jest zawsze lepsze - ponoć...

A póki co, chciałabym Wam wszystkim i sobie też, życzyć wszystkiego co dobre w Nowym Roku. Spełnienia najskrytszych marzeń. Realizacji planów, których nie udało zrealizować się w tym roku. Radości z małych, codziennych rzeczy. Czasu dla siebie i bliskich. I skupienia nad tym, co w życiu naprawdę ważne.


poniedziałek, 9 grudnia 2013

346. Break...

Potrzebowałam przerwy dla siebie. Żeby zdecydować co dalej ze sobą zrobić. Zastanowić się, czy na pewno idę w dobrym kierunku. Odpocząć. Naładować baterię i napić się pysznej kawy zrobionej przez męża.
Nie jestem pewna czy wiem co dalej. Ale nastawiona pozytywnie zaczynam wprowadzać zmiany. Mniejsze i większe. W różne sfery życia. Nie chcę dłużej stać w miejscu.


środa, 20 listopada 2013

345. 27!

Skończyłam dziś 27 lat.
Hmm... nie wiem jak się z tym czuję. Rozkoszuję się jednak dzisiejszym dniem i dobrymi ludźmi, których jednak mam obok siebie. A myślałam, że jest inaczej. Zasiadam więc na kanapkę i będę odpoczywać. Należy mi się :)

poniedziałek, 18 listopada 2013

344. Motywacji mi trzeba...

Ciężki okres jakiś mam. Wstaję wcześnie rano, piję kawę i na tym w zasadzie kończy się moja aktywność się kończy. W kalendarzu mam mnóstwo rzeczy do zrobienia i codziennie przepisuję je na kolejne dni, nie realizując żadnego planu. Wieczorem mówię sobie, że każdy ma prawo do cięższego dnia, że jutro będzie lepiej. Po czym znów wstaję rano, piję kawę i znów nic z tego nie wychodzi. Wychodzę z domu tylko tam gdzie muszę i kiedy muszę. Nie jest to kwestia jesiennego marazmu czy jakiegoś spadku nastroju. Ja jestem do dupy ostatnio. Zaległości mi rosną, a ja oglądam Chirurgów.
Jakieś pomysły na motywację do działania?


czwartek, 14 listopada 2013

343. Gdzie ja jestem?

Obudziłam się w Anglii chyba. Za oknem mgła. Nie widać nic. Może i dobrze. Nie widzę przynajmniej, że sznur samochodów ustawił się już na światłach i będzie tak stał złośliwie aż spóźnię się tam gdzie mam dojechać. Zimno, szaro... Nie znoszę czegoś takiego. Ale może trzeba być ponad to wszystko. To przecież za oknem. Ja jestem w środku. Mam ciepło, sucho i jasno. Co prawda wiele rzeczy do zrobienia, ale przecież dam radę. Może faktycznie trzeba sobie wmówić niektóre rzeczy żeby w nie uwierzyć?
Nie wiem. Zgubiłam się chyba trochę. Zabłądziłam we mgle. Idę gdzieś ale do końca nie wiem gdzie. Gdzieś jestem, ale do końca nie wiem gdzie. Kimś jestem, ale do końca nie wiem kim...



niedziela, 10 listopada 2013

342. Yesterday.

Wczoraj rano już prawie udało mi się rozsiąść wygodnie z zaparzoną kawą, cukierkiem i kocem przed komputerem. Jak już usiadłam, otworzyłam bloga i miałam zamiar coś napisać i odwiedzić Was wszystkich. Ale coś mnie rozproszyło. Okazało się, że mam milion rzeczy do zrobienia innych. Powiedziałam sobie, że wrócę jak już wszystko ogarnę. Nie wróciłam. Tak dzieje się już od dłuższego czasu. Co jest do cholery?




niedziela, 27 października 2013

341. Zołzą być!!!

Zaczęłam robić się niesamowicie upierdliwą, nieszczęśliwą, wkurzoną i wkurzającą kurą domową. Niedoceniana się czułam, niepotrzebna, odtrącona, bo R. nie miał dla mnie czasu. Żaliłam się, marudziłam, narzekałam. Aż w odpowiedzi na moje lamenty dostałam do przeczytania książkę. Dlaczego mężczyźni kochają zołzy. Gdybym mogła nie odrywałabym się od niej w ogóle. Niestety muszę dawkować sobie lekturę, bo obowiązki same się nie wypełnią. To jednak mobilizuje mnie do szybkiego działania, bo myślę sobie: "Szybko zrobię, będę mogła poczytać" :) I tak sobie czytam. I otwieram oczy coraz szerzej ze zdumienia, jaka głupia jestem i jak wiele błędów popełniłam przez pierwszy rok swojego małżeństwa. Wcześniej zresztą też. Ci co czytali wiedzą, że nie za dobrze być miłą dziewczyną. A ja jestem wzorową miłą dziewczyną. I teraz będę starała się zostać wzorową zołzą. Zwłaszcza, że to naprawdę działa :) 
Polecam lekturę wszystkim kobietom. WSZYSTKIM :) 


piątek, 18 października 2013

340. Time goes by...

Czas przecieka mi przez palce, bo mam za mało zajęć. Jakkolwiek dziwnie to brzmi i się wydaje. Szukam dodatkowego zajęcia, a w zasadzie czekam na decyzję, czy coś się wydarzy, ale już trzeci tydzień mija i nic. Dlaczego ludzie tak się nie szanują. Jak dają słowo, to go nie dotrzymują, obiecują odpowiedź i się nie odzywają, mówią jedno, robią drugie, a jeszcze trzecie myślą. Ja nie rozumiem. Pozostaje tylko nadzieja, że kiedyś będzie inaczej.





poniedziałek, 7 października 2013

339. Tak chcę!

Tak chcę, tak potrzebuję i tak wkrótce zrobię!


wtorek, 1 października 2013

338. Herbata z cytryną.

Przychodzę do domu wieczorem. Myję ręce, wstawiam wodę, parzę herbatę i jestem zadowolona, że dzień choć piękny, jesienny, się skończył :)


sobota, 28 września 2013

337. Ciasteczko?

No i co ja poradzę, że ja lubię takie soboty... Pranie się suszy, zakupy zrobione, mieszkanie posprzątane, a ciastka w piekarniku. No lubię no :)


Przepis z wrześniowego nr Sensu
120 g miękkiego masła
120 g brązowego cukru
1 jajko
1/2 łyżeczki ekstraktu z wanilii
100 g mąki pszennej
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
1/2 łyżeczki cynamonu
szczypta soli
120 g płatków owsianych
120 g rodzynek

Masło, cukier, jajko i wanilie ubijamy mikserem na jednolitą masę.
Mąkę, z sodą, cynamonem i solą mieszamy osobno.
Dodajemy płatki owsiane i rodzynki.
Łączymy z masą maślaną.
Ciasto wkładamy na 10 min do lodówki.
Na blaszkę wykładamy papier. Z ciasta formujemy kulki wielkości orzecha włoskiego, układamy na blaszce i spłaszczamy. Pieczemy 10-12 min  w temp. 180 stopni. Wyciągamy ciastka do przestudzenia i gotowe :)
Smacznego!!!

piątek, 27 września 2013

336. Tu i teraz.

Spisałam sobie wszystko co mam do zrobienia dziś i w najbliższych dniach. Jako że ostatnie kilka dni przeleciały mi nie wiem gdzie i kiedy, teraz mam do nadrobienia mnóstwo zaległości. Tylko nie wiem, za co najpierw się zabrać. Po kolei. Krok za krokiem. Dam radę.
Od poniedziałku zaczynam w końcu ostatni rok studiów. Gdybym mogła cofnąć czas i zmienić kilka rzeczy dokładnie wiem co by to było. Niestety nie mogę, dlatego muszę męczyć się jeszcze na studiach. Wiem, że widać tak musiało być żebym czegoś się nauczyła, że widocznie musiałam dojrzeć żeby zrozumieć wiele rzeczy. Wszystko wiem. Co nie zmienia faktu, że jestem już za stara na studiowanie takie sobie dzienne. ;)
Wczoraj wybrałam się do miasta. Miałam kilka rzeczy do załatwienia i jak już je wszystkie ogarnęłam postanowiłam sobie pochodzić po sklepach. Musiałam przejść pieszo pół miasta z tego powodu, bo zamknęli w Poznaniu chyba najważniejsze skrzyżowanie jakie jest i teraz żaden tramwaj po mieście nie jeździ. Weszłam do sklepu z pierdołami indyjskimi. Jakieś tam bransoletki, kolczyki, chusty. Za mną grupa dziewczyn w wieku gimnazjalnym. Przewalały wszystkie rzeczy, które wpadły im w ręce i o każdym oczywiście miały opinie. Opinie były przeróżne. Nie zrozumiałam tylko jednej. Co oznacza, że coś jest epickie? :)
Może jestem już za stara nawet na zakupy w takich sklepach? :)
W mieście mnóstwo młodych, nowych ludzi. Zwiedzają, rozgryzają rozkłady jazdy tramwajów i autobusów. Planują drogi na uczelnię i z uczelni. Rozglądają się po barach. Rok akademicki się zbliża wielkimi krokami. A ja jakoś wcale nie tęsknię za tymi czasami.
Bo dla mnie liczy się tu i teraz. A moje tu i teraz jest dobrze.


sobota, 21 września 2013

335. Saturday!

Za oknem piękne słońce. Ciepły wiatr. Jakoś tak przyjemnie. Aż chce się żyć. Po sobotnich zakupach w spożywczym sklepie teraz czas na budyń waniliowy z sokiem malinowym i kawkę. A za chwilę do roboty!


czwartek, 19 września 2013

334. Coffee

Kawa i blog. Takiego poranka nie miałam dawno. Jedno oko mi się jeszcze trochę zamyka, ale bronię się przed powrotem do łóżka. Szkoda dnia. Bo choć za oknem szaro i zzziiimno, to ja mam zaplanowanych mnóstwo rzeczy do zrobienia. Posilam się więc zrobionymi wczoraj faworkami i do roboty.


środa, 18 września 2013

333. Autumn.

Wyciągnęłam jesienną wersję piżamy, siedzę w niej do późna z kubkiem kawy lub herbaty i delektuję się ciszą i spokojem, który niedługo zostanie zburzony przez uczelnię i pracę. Z jednej strony nie mogę się doczekać, a z drugiej dobrze mi tak jak jest. I bądź tu mądry.


poniedziałek, 16 września 2013

332. Love is in the air!

Ten nasz pierwszy, wspólny rok minął mi trochę chyba za szybko.
Jednak szczęśliwie.
Mam nadzieję, że tak właśnie będzie dalej. Albo i lepiej...


czwartek, 12 września 2013

331. DONE!!!

Walczyłam prawie cały dzień. Od samego rana. Z małą motywacją (dzięki A. ;))
Skończyłam.
Pierwsze zdjęcie przed przeprowadzką.
Drugie - MOJA kuchnia dziś.
Brakuje jeszcze uchwytów przy drzwiczkach i paru drobiazgów. Czekam aż Pan B. wróci z wyjazdów.
I jestem przeszczęśliwa, że w końcu ją mam. Teraz mogę być kurą domową :) (czasem)



wtorek, 10 września 2013

330. Slow down!

Ponieważ Pan B. pojechał na tygodniową konferencję w wielki świat, postanowiłam nie siedzieć sama w domu i przyjechałam do mamy :) To chyba jest to, co mnie postawi na nogi :) Wyspać się w swoim starym łóżku, posiedzieć na spokojnie przy śniadaniu. Kawka, pogaduchy. Zakupy jakieś, a firanki może obejrzymy, a może spacer. Najważniejsze, że na luzie.
Kuchnia stoi. Trzeba ją tylko posprzątać i zorganizować i miejmy nadzieję będziemy żyć długo i szczęśliwie :)

sobota, 7 września 2013

329. It's all about trust.

Po zatrudnieniu pana do montowania kuchni okazało się, że nie to nie tylko zamieniliśmy się rolami, w sensie kobiety i mężczyźni, ale też, że po świecie bezkarnie chodzą niesamowici oszuści i na dodatek nie nie można z nimi zrobić. Ale po kolei.
Ponieważ Pan B. ma uszkodzony bark (tzn. funkcjonuje normalnie, ale prawą rękę musi mocno oszczędzać, co wyklucza wszelkie dźwiganie, podnoszenie jej w górę czy wymachiwanie) postanowiliśmy znaleźć stolarza, który pomoże nam zamontować kuchnię. Pytałam wśród znajomych, ale nikt nie miał nikogo sprawdzonego. Usługi sklepowe przy montażach wszelakich są trochę za drogie (albo my zbyt skąpi ;)), więc pomyśleliśmy, że znajdziemy kogoś w internecie. No i znalazłam. Ogłoszenie było zachęcające. Rozmowa telefoniczna też. Nie miałam w zasadzie żadnych podstaw żeby sądzić, że pan, z którym się umówiłam, nie jest stolarzem. Przyszedł, zrobił i wyszedł. A zostawił to:

Obraz nędzy i rozpaczy. Ale zobaczyłam to wszystko dopiero jak pan wyszedł, a ja zaczęłam sprzątać. Tak sprytnie wszystko zamaskował, że na pierwszy rzut oka kuchnia wyglądała w porządku. Makabra. Nie mam nawet siły opowiadać co zrobił. Na pewno nie był to montaż kuchni. Zabrał jeszcze jeden panel ozdobny żeby go przyciąć u kolegi w piwnicy lepszym sprzętem jakimś i obiecał, że wróci następnego dnia.
Po powrocie Pana B. z pracy zadzwoniliśmy do faceta i mu powiedzieliśmy, że ma nie ciąć panela i tylko przyjść dokończyć blat. Mieliśmy zamiar mu powiedzieć, że ma nam zwrócić pieniądze, ale jakby się o tym dowiedział przez telefon to pewnie by nie przyszedł. Robiliśmy z siebie idiotów żeby go jednak jeszcze zobaczyć. Następnego dnia zadzwonił, że nie może przyjść, bo ma uszkodzony samochód. Chyba, że zwrócę mu za taksówkę. No i nie wytrzymałam. Powiedziałam mu, że jeśli ktoś komuś ma zwracać pieniądze to raczej on mi, bo zniszczył mi meble i zabrał panel, na co pan rzucił słuchawką i tyleśmy go widzieli.
Wczoraj dopiero przyjechał stolarz, którego poleciła nam teściowa i zrobił wszystko jak trzeba. Pan B. kończy właśnie jeszcze jakieś tam  drobiazgi i być może jutro kuchnia będzie gotowa. Czemu te wszystkie wykończenia zajmują tyle czasu???
No i jak tu ufać ludziom? Ja wiem, że internet jest miejscem, gdzie każdy może być kim tylko chce i pewnie nawet ja mogłabym być stolarzem. Ale trochę przyzwoitości. Co innego podawać się w internecie za kogoś kim się nie jest, a co innego przyjść do ludzi do domu nie mając pojęcia o montażu mebli i zniszczyć im kuchnię.
Uważajcie!!!

poniedziałek, 2 września 2013

328. Gdzie ci mężczyźni...

A ja głupia myślałam, że jak wyjdę za mąż to będę sobie leżeć na kanapie i pachnieć, a cała reszta w domu zrobi się "sama". :) Naiwna ja :) Tymczasem wczoraj złożyłam w całość 7 szafek kuchennych, stolik i półkę, wymierzyłam i poprzycinałam blaty oraz znalazłam pana, który dziś pomoże mi to ogarnąć. Hmm...


czwartek, 29 sierpnia 2013

327. Sky

Na niebie dzieją się przepiękne rzeczy. Zastanawiam się dlaczego tak rzadko je dostrzegam?


środa, 28 sierpnia 2013

326. Woman

Zdałam sobie wczoraj sprawę, że jest różnica między dziewczyną w wieku 23 lat i kobietą w wieku 27. Myślałam, że mi się tylko wydaje, że wyolbrzymiam. Okazało się, że jednak rzeczywiście tak jest. I najgorsze w tym wszystkim, a może najlepsze, jest to, że ja jestem już tą kobietą.


niedziela, 25 sierpnia 2013

325. Kuchnia!

Nad kuchnią myśleliśmy najdłużej. Jak się ma małą przestrzeń do zagospodarowania, to się chce wykorzystać ją jak najlepiej. Co łatwe do zaplanowania nie jest. W końcu się udało. Nasza kuchnia będzie wyglądała podobnie do tej:
Narazie jednak wygląda tak:
Mam nadzieję, że wystarczy tydzień na jej złożenie i już niedługo będę mogła cieszyć się swoją pierwszą, własną kuchnią :) Kartony przyjechały do nas wczoraj wieczorem. Musimy jeszcze załatwić blat, bo wybraliśmy inny niż ikeowy. I jeszcze zmywarka - będzie jutro. Na nią chyba najbardziej się cieszę :) Chociaż przecież lubię zmywać ;)
To by nam zakończyło większe wydatki i prace w nowym mieszkaniu. Teraz już będę mogła zająć się dekoracjami i duperelkami :) Nie mogę się doczekać.
Tymczasem jednak odpoczywam, po sobocie spędzonej w sklepach. Nie pamiętam kiedy ostatnio spędziłam tyle czasu w sklepach. Na szczęście to już chyba ostatni taki maraton. :)

środa, 21 sierpnia 2013

324. Jesień?

Weekend w górach bardzo dobrze nam zrobił. Góry są jednak dla mnie chyba najlepszą odskocznią. To zupełnie inny świat. Tam nic się nie liczy. Jest tylko tu i teraz. Uwielbiam to uczucie. Niczym nie muszę się martwić, a dookoła mam najprawdziwsze cuda.
Pojechaliśmy do Świeradowa Zdroju. Wdrapaliśmy się na Stóg Izerski, bo tam w schronisku zarezerwowaliśmy sobie miejsca noclegowe. Zostawiliśmy bagaże i ruszyliśmy na szlak. Oczywiście z przygodami, bo jakżeby inaczej. Wpakowaliśmy się na torfowiska. Brodziliśmy czasem nawet po kostki w wodzie, jako że torf jest dosyć grząskim podłożem :) Na szczęście pogoda nam dopisała i buty szybko wyschły. Potem już tylko spacer bitą drogą i podziwianie pięknych widoków. Ludzi na szlaku mijaliśmy mnóstwo. Co było trochę męczące. Zdziwiliśmy się bardzo jak nagle, tuż po zamknięciu restauracji w schronisku i gondoli, którą można wjechać na szczyt, zrobiło się pusto i cicho. Ta cisza była niesamowita. Aż dzwoniło w uszach. Siedzieliśmy sobie przed schroniskiem, z kubkiem gorącej herbaty w ręce i napawaliśmy się nią. Coś pięknego.
Wróciliśmy po dwóch dniach do domu. A tu zimno, szaro i mokro. Czyżby to już jesień szła?


środa, 14 sierpnia 2013

323. Długi weekend.

Czekałam na niego bardzo długo. Miałam w planach wyjazd na całe cztery dni nad morze. Miało być gorąco, a ja miałam leżeć i się smażyć na plaży. I co? No i oczywiście wszystko uległo zmianie. Jedziemy w góry. Na dwa dni. A wcześniej może wreszcie dokończymy malowanie. Chyba przestanę planować większe rzeczy. Ostatnio wszystkie plany zmieniają mi się w ostatniej chwili.

niedziela, 11 sierpnia 2013

322. Czas..

Przeraża mnie ostatnio zbyt szybko płynący czas. Budzę się i jest poniedziałek. Nagle robi się środa. Ale tylko na chwilkę. Później od razu piątek, więc cieszę się na weekend. Niestety weekend tak szybko mija, że znów jest poniedziałek... Do tego jeszcze te upały, które uniemożliwiają jakąkolwiek aktywność. Dlatego popołudnia i wieczory spędzam na czytaniu książek. Oglądanie filmów wymaga włączonego komputera, który jak dla mnie za bardzo się nagrzewa :) Dobrze, że wczoraj i dziś jest przyjemnie. Mam nadzieję, że te upały już nie wrócą w takim natężeniu jak ostatnio. 


poniedziałek, 5 sierpnia 2013

321. Nie samą pracą człowiek żyje...

Dobrze mieć pracę. Wstać rano i mieć jakiś plan na dzień. Na siebie. Coś musieć zrobić. I czuć, że mniej lub bardziej jest to ludziom potrzebne. Dla mnie dobrze. Trafiła mi się zupełnie przypadkiem. Jak ślepej kurze ziarnko :) Co będę ukrywać. Dostałam ją "po znajomości". Większość tam tak trafiła. Choć udają, że nie. Śmieszne to trochę, bo wszyscy wiedzą co i jak. Ale pozory trzeba przecież zachowywać. :) Zachowuję więc i ja. Tylko, że mnie to męczy. Wiadomo, że nie chcę się z tym nie wiadomo jak obnosić, ale udawanie, że nie wiem w ogóle co i jak mnie bawi. Do wielu rzeczy jednak trzeba się przyzwyczaić.
Tak samo przyzwyczaić się trzeba do dwulicowości współpracowników. Na samym początku pracy postanowiłam sobie, że nie dam się wciągnąć w żadne gry i zabawy pracownicze. Żadnych grupek, podziałów i rąbania dupy za plecami. Heheheh... Nie zauważyłam nawet kiedy to stało się samo. A wszystko przez to, że wypiłam kawę z kimś kto mnie zaprosił, a z kimś innym nie. Reszta więc wywnioskowała, że skoro pijemy kawę to też już teraz tylko razem i tylko my. Porażka. Miałam wrażenie potem, że udowodniłam, że tak nie jest. Okazało się jednak, że niestety pracuję z bandą głąbów. :)
Może kiedyś nauczę się reagować i uodpornię na takie sytuacje. Może kiedyś nie będzie mi przeszkadzało, że dla wielu normalne jest gadanie o kimś kto jeszcze dobrze drzwi za sobą nie zamknę. Póki co robię w pracy co do mnie należy, przychodzę do domu i piekę sobie chleb :)


niedziela, 4 sierpnia 2013

320. Weekend!

Wczoraj niespodziewanie i dość spontanicznie do Poznania przyjechał mój młodszy brat. Wieczorem spotkaliśmy się z nim i jego znajomymi w Kontenerach. Aż wstyd się przyznać, ale byłam tam dopiero pierwszy raz. Obiecuję poprawę :) To był bardzo fajny wieczór.  Pogaduchy o pierdołach, piwko i piasek pod stopami w samym środku miasta. Trochę szkoda, że odkryłam to miejsce dopiero teraz. Nie ma co jednak za duże siedzieć w domu.. Dobrze mi zrobiło to wyjście. I Panu B. też. Trzeba to powtarzać częściej. Zdecydowanie!!!

sobota, 3 sierpnia 2013

319. My home sweet home :)

Przeprowadzka do własnego mieszkania znacznie różni się od przeprowadzki do mieszkania wynajętego. Teraz już to wiem. Wynajmując mieszkanie zawsze miałam poczucie, że nie zostanę tam długo. Że to tylko tymczasowe. Na dodatek nie moje. Więc nie warto za dużo w to mieszkanie wkładać finansów, pracy i energii. Teraz przeprowadzając się do własnego mieszkania chcę żeby wszystko było jak najlepiej. Pewnie dlatego to tak długo trwa. Sprawdzam, dobieram, myślę, zmieniam. I tak jak na początku mnie to bardzo irytowało, tak teraz powoli zaczynam się tym bawić.
Teraz na przykład myślę nad kolorem doniczek do pokoju dziennego. Ściany są niebieskie. Meble jasne, podłoga brązowa. Może macie jakiś pomysł?


Weekend jak to weekend. Do południa sprzątanie, potem obiad, leniuchowanie i może jakieś piwko wieczorem. Byłoby fajnie, bo brakuje mi ostatnio wyjścia do ludzi. Trzeba się trochę społecznie ogarnąć, bo źle to się dla nas skończy. 

sobota, 27 lipca 2013

318. Boring!

Zastanawiam się już chyba od tygodnia o czym napisać, żeby się znów nie powtarzać i nie marudzić na pracę, remont czy temperaturę za oknem. Niestety nic nie przychodzi mi do głowy. Bo jak tu myśleć o czymś innym jak do zrobienia ciągle tyle mi zostało. Z malowaniem jestem w czarnej d***e. Jak już zmobilizowałam Pana B. co by się wziął i skończył to się okazało, że farb używać można w temp. 5-30 st. Co tam - myślę sobie. Dwa stopnie w jedną czy w drugą różnicy nie zrobią. Okazuje się, że jednak robią. Nie dość, że na ścianach zostają okropne smugi, to jeszcze farba odchodzi razem ze ścianą. Porażka...
Szukam też kołdry dużej i lekkiej co byśmy z Panem B. bez zbędnych walk mogli spać spokojnie pod jedną. Nie jest to jednak tak proste jakby się mogło wydawać. Bo kołder oczywiście od groma jeszcze trochę, ale jaką wybrać? Z wsadem naturalnym czy syntetycznym. A jaka klasa ciepła? A jeśli syntetyczna to z czego? A pikowana czy nie? A idźcie w cholerę :) A ceny!!! Masakra. No i jeszcze pościel, ale taka co by mi jeszcze na chleb i rachunki starczyło po jej zakupie. Przerosło mnie to. Tak samo jak wybór rolet. Chciałabym bambusowe. I niedrogie oczywiście. Bo znalazłam idealne takie jak potrzebuję, ale za 350 zł na jedno małe okno, więc raczej sobie daruję.
A może Wy macie jakieś sprawdzone kołdry i pościele i miejsca gdzie można je kupić? Każda pomoc mile widziana :)
Zadowolona jestem mimo wszystko z dzisiejszego dnia :) Sobotni obiad jak na obiad sobotni przystało - schabowy, fasolka, bób i kompot z rabarbaru. A na deser lody ananasowe domowej roboty :) Mmmm... Żebym jeszcze miała kuchnię :) Ale co tam. Ja się jednak szybko przystosowuję do nowych sytuacji.
Mam nadzieję, że to wszystko już niedługo naprawdę się skończy i po powrocie z pracy będę mogła spokojnie ugotować obiad, a potem usiąść sobie do bloga i zniknąć na dłuższą chwilę w tym świecie.
Miłego weekendu :)

wtorek, 23 lipca 2013

317. I'm fine!


Byłam na tym koncercie :) Stałam przy samej barierce. Darłam się niesamowicie i czułam się fantastycznie. Mało jest rzeczy, które tak pozytywnie na mnie działają. A ten koncert był rewelacyjny :)

środa, 17 lipca 2013

316. Dość już!

Nie wystarczyło sił, cierpliwości, chęci i czasu. Nadal żyję w kartonach i torbach. Niestety. Nie ma się jednak co dziwić. Organizm odmówił posłuszeństwa. Tak po prostu. Zmęczył się i ma dość.
Nic dziwnego. Niewiele osób w ciągu miesiąca znajduje, kupuje i remontuje mieszkanie. Na dodatek się do niego przeprowadza. I jeszcze znajduje prace, zalicza sesje i opiekuje się mężem, który niestety znów wystawił sobie bark. Nie mam już sił. A mieszkanie rozgrzebane. Trudno. Musimy odpocząć. Oboje z Panem B. Tak więc w ten weekend zamykamy drzwi i wyjeżdżamy. Jeszcze do końca nie wiem gdzie. Tak po prostu. Odpocząć. I co z tego, że wszystko tu rozgrzebane. Im więcej staramy się zrobić tym gorzej wszystko wychodzi, a na odpierdal nie ma sensu, bo po co za chwilę znów rozgrzebywać.


sobota, 6 lipca 2013

315. Mobilizacja

Przy odrobinie mobilizacji sił, energii i zapału, może okazać się, że to ostatni weekend w tym wszechogarniającym bałaganie, kartonach i kurzu. Mam nadzieję, że dam radę.

środa, 3 lipca 2013

314. Oblewanie ...

... albo raczej zalewanie.
W poniedziałek minął miesiąc od naszej przeprowadzki do nowego mieszkania. Miałam w planach jakąś kolację i winko żeby to uczcić (każda okazja jest przecież dobra). Siedząc w pracy wymyślałam co tu dobrego przygotować, a tu nagle telefon z administracji. Dostali zgłoszenie od sąsiadki z dołu, że jest zalewana. Mamy jak najszybciej wrócić do domu. No to dzwonię do Pana B. bo on bliżej ma do domu żeby pojechał. W między czasie znów telefon. Od sąsiadki właśnie. Że tak to jest jak młodzi ludzie robią remont. Że remontu się pilnuje, a nie wychodzi na całe dnie nie wiadomo gdzie. "A tak w ogóle, to gdzie Pani teraz jest" - ona do mnie. Na co ja, że w pracy i ją zatkało.
Pan B. w między czasie dotarł na miejsce. Okazało się, że to nie my zalewamy sąsiadkę, a sami jesteśmy zalewani przez sąsiada z czwartego piętra. Jakieś zawory, które miały się zamknąć, się nie zamknęły i facet zalał cztery piętra. Na szczęście nie jakoś bardzo poważnie. No i plus jednak, że nie zdążyliśmy pomalować pokoi :)
Tak więc zamiast oblewania mieliśmy zalewanie. Jakiś pech nad nami ostatnio, ale co zrobić. Musi tak być widocznie żeby potem było dobrze. Chociaż muszę przyznać, że męczą mnie takie stresujące sytuacje bardzo. Mój organizm ma dość takiego intensywnego życia. Marzy mi się odpoczynek...

sobota, 29 czerwca 2013

313. Connected again :)

W zasadzie internet mam już od tygodnia, ale wcześniej niestety nie znalazłam wolnej chwili żeby z niego na spokojnie skorzystać. Ciągle coś. Praca, remont, praca, remont. A przy remoncie wiadomo. Ciągle coś nowego nas zaskakuje. W łazience na przykład "fachowcy" czego się dotknęli to musieliśmy poprawiać. Drzwi od prysznica nie uszczelnione, toaleta niedokręcona i trochę cieknie, szafka owszem powieszona, ale źle skręcona, trzeba było rozkręcić ją maksymalnie i skręcić na nowo. Pralka podłączona, ale zawór nie dokręcony przez co cieknąca woda wsiąkała w ścianę - mam więc wielkie suszenie teraz. Bateria w kuchni też źle założona, trzeba było kupić nową. Na szczęście Pan.B ogarnął wszystko sam i mimo wystawionego barku, z którym w sumie już lepiej, wszystko ponaprawiał.
Teraz malujemy. Korytarz już jest. Łazienka wymaga tylko wykończenia, a za kuchnię zabieram się za chwilę :) Wieczorem jeszcze imieniny teściowej - no nie ma czasu na nic.
Miłego weekendu :)

wtorek, 11 czerwca 2013

312. Dreams come true - almost.

Marzy mi się sobotni wolny poranek w kuchni z kubkiem kawy i laptopem. Muzyka, blogi i ja. Niestety...
Mieszkamy już na swoim. Remont zakończony w 90%. Zostało malowanie, mieliśmy zrobić to sami, ale Pan. B znów wybił sobie bark biedaczek. Unieruchomiona ręka niestety nie poradzi sobie z tym wyzwaniem. A ja sama... Najpierw skończę sesję. Zostały mi tylko dwa egzaminy, ale ponieważ chodzę do pracy w godz. 7-15 czasu na naukę mam naprawdę mało. Zwłaszcza, że po powrocie z pracy ciągle jest coś do zrobienia w domu.
No ale jestem. Pamiętam o Was wszystkich tutaj i tęsknię za Wami :)
Internet zakładają nam w przyszłym tygodniu. Nadrobię zaległości. Obiecuję :)

czwartek, 30 maja 2013

311. Czasem słońce, czasem deszcz...

Zdecydowanie lepiej siedzi się w pracy przy drugiej opcji pogodowej. Niestety i pierwsza od czasu do czasu musi się pojawić. Wtedy dużo gorzej się skoncentrować i wziąć do roboty. Co chwilę kawka, pogaduszki, spacery nie wiadomo dokąd. 
W życiu tymczasem słońce chwilowo za chmurami. Pan B. znów wystawił sobie bark, w sobotę przeprowadzka, a łazienka jeszcze nie gotowa, zapasy finansowe się rozeszły, a wczoraj na parkingu ktoś przytarł mi pożyczony od mamy samochód i oczywiście pojechał w długą... 
Na szczęście po każdej burzy wychodzi słońce. 

niedziela, 26 maja 2013

310. Tarta z rabarbarem.

Chodziła za mną już od dłuższego czasu. Uwielbiam ciasto z rabarbarem. Najlepiej drożdżowe. Z kruszonką :) Mmmm... Niestety nie miałam czasu na drożdżowe. Zrobiłam więc tartę. Przepis znalazłam TUTAJ!
Pyszna wyszła. Polecam serdecznie. Szkoda tylko, że tak szybko znika :)


środa, 22 maja 2013

309. I want to ride my bicycle, I want to ride my bike...

Zdziwiłam się dziś jak zobaczyłam, że przed budynkiem, w którym pracuję stoi więcej rowerów niż samochodów. Cieszę się. To jedyny słuszny środek transportu :)



wtorek, 21 maja 2013

308. Kobieta pracująca

W zeszłym tygodniu całe dnie spędzałam na zdrapywaniu farby olejnej ze ścian w nowej kuchni i resztek tapet w pokojach. Wracałam wieczorem, zakurzona od stóp do głów z odpryskami niebieskiej farby w staniku, brałam prysznic, szłam spać żeby następnego dnia od rana zacząć od nowa. 
Od poniedziałku wstaję o 5.30. Jadę do pracy na 7.00. Kończę o 15 i dowożę majstrom brakujące materiały. Poznaję tynki, gipsy, podkłady pod panele i inne takie, takie. Czasem w między czasie zaliczę zajęcia na uczelni. Muszę jeszcze tylko zorganizować się z obowiązkami domowymi i mam nadzieję na lepszą codzienność. 
Oby ten remont skończył się do końca miesiąca...


czwartek, 9 maja 2013

307.Malowanie ;)

Sezon na rower został otwarty już jakiś czas temu. Sezon na trampki też. Tak samo jak sezon na lody :) Dziś otworzyłam sezon na malowanie paznokci :)


środa, 8 maja 2013

306. Life of Pi

Myślałam, że będzie mocno podkolorowany, że jakiś taki nie bardzo. 
Okazało się inaczej.
Polecam! 



wtorek, 7 maja 2013

305. Cupcakes :)

Pomiędzy zdzieraniem tapet, szukaniem odpowiednich paneli i wybieraniem kolorów ścian znalazłam chwilę na zrobienie małych słodkości ku pokrzepieniu serc i ducha. Wyszły super, polecam przepis - dostępny TUTAJ!

Żródło: Kwestia smaku.

czwartek, 2 maja 2013

304. One day.

Ta piosenka nie wpisuje się jakoś specjalnie w mój gust muzyczny. Ale chodzi za mną już od kilku dni, a dziś wspomaga kolejne filiżanki kawy, które w siebie wlewam.


środa, 1 maja 2013

303. Jedzenie.

Smaki zmieniają się z wiekiem. Teraz wiem już to na pewno. Po raz pierwszy zwróciłam na to uwagę jakiś czas temu podczas wieczornego wyjścia na piwko ze znajomymi. Zazwyczaj po takim wieczorze Pan B. w drodze na tramwaj albo autobus do domu musiał wstąpić na kebab. No musiał po prostu. Jak już tam byliśmy to ja też dawałam się skusić na jakiegoś małego hot doga, albo pół zapiekanki. Tym razem oczywiście nie dało się inaczej. Kebab i kebab. Poszliśmy więc. Ja nie zamówiłam nic, a Pan B. po powrocie do domu stwierdził, że on to jednak woli sobie jakąś dobrą sałatkę zjeść albo serek.
Dzisiaj jednak utwierdziłam się w tym, że fast food to już nie dla nas. Wybraliśmy się na spacer po Poznaniu. Makieta dawnego miasta, kawka, coś do zjedzenia. Chodziliśmy kiedyś dość systematycznie do pewnej pizzerii. Jako, że dawno tam nie byliśmy postanowiliśmy tam właśnie zjeść. Okazało się jednak, że pizza już nie smakuje nam tak jak kiedyś, miejsce drażni, a obsługa strasznie wkurza. Zestarzeliśmy się chyba, po zaraz po wyjściu zgodnie stwierdziliśmy, że co domowa pizza to domowa :) A przekąską nie muszą być chipsy, popcorn, czy inne świństwa. Człowiek to jednak do wszystkiego musi dorosnąć :)

wtorek, 30 kwietnia 2013

302. Własne M!

Jest! Akt notarialny odczytany, wysłuchany i podpisany. Klucze na dniach. Mamy własne M. Nie mogę w to uwierzyć. Nie sądziłam, że to stanie się tak szybko. A tu proszę. Jednak wszystko jest możliwe. Teraz do roboty. Czas zacząć działać. :)


Doszła do mnie też dzisiaj przesyłka, na którą czekałam. W zeszłym tygodniu, już nawet nie pamiętam jak, trafiłam na TEGO bloga. Po krótkiej i konkretnej wymianie maili z właścicielką, zamówiłam sobie dwie bransoletki. Dostałam dziś. Piękne są :) Dziękuję bardzo!


niedziela, 28 kwietnia 2013

301. Lazy hours

Za oknem znów szaro i zimno. O co chodzi z tą pogodą? Nic tylko zaszyć się z kubkiem gorącego czegoś pod kocem i tak przetrwać jakoś ten dzień. Tak też robię. Mieliśmy z Panem B. wybrać się na rekonesans remontowy po sklepach. Szukając wymówki i nie chcąc przyznać się jedno przed drugim, że nie chce nam się ruszać tyłka, stwierdziliśmy oboje, że w niedzielę to dużo ludzi będzie i lepiej w tygodniu ze spokojem to załatwić.
Tak więc zaszyłam się pod kocem z kawą w ręce i laptopem na kolanach i przeglądam, klikam, wybieram, planuję, porządkuję, wysyłam, przesyłam, odbieram itd., itp.
I tak dzień mi mija.
Jutro podpisujemy akt notarialny. Nie wierzę, że to dzieje się naprawdę. Już jutro mieszkanie będzie nasze :) Cieszę się niesamowicie. I denerwuję jednocześnie. Jakieś dziwne przeczucie mam, że coś będzie nie tak. Ale czemu ma być nie tak? Będzie dobrze i koniec prawda?
Źródło: Pinterest

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

300. Porządki.

Zrobiłam wczoraj porządki w szafie.
Oddałam dwa worki ciuchów.
I co?
Albo muszę zakupić nową garderobę wiosenno - letnią, albo zrzucić ze 3 kilo. Najlepiej w szybkim tempie.

niedziela, 21 kwietnia 2013

299. Klucz Sary

Klucz Sary.
Rzadko mi się zdarza, żebym zaczęła czytać książkę i nie mogła się od niej oderwać. Tak było w tym przypadku. Zaczęłam czytać popołudniu, po powrocie do domu z zajęć. Skończyłam następnego dnia. Niesamowita historia. Niesamowity splot opowieści z dwóch skrajnych perspektyw.
Polecam.




czwartek, 18 kwietnia 2013

298. Less talk more do!!!






Gdyby tak wprowadzić to w życie?
To nie może być trudne.
Dla mnie jest niestety.
W głowie mam milion planów i pomysłów. Jakieś na pewno są dobre. Tylko czemu mi się nic nie chce?

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

297. Home sweet home :)

Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to mam nadzieję, że za miesiąc o tej porze będziemy już u siebie :)
Zdecydowaliśmy się na jedno z mieszkań, które oglądaliśmy w piątek. W środę zaczynamy załatwiać sprawy formalne, potem mały remont, przeprowadzka i będę najszczęśliwszą kobietą na świecie :)
Było jak powiedział Boski. Weszliśmy do mieszkania i stwierdziliśmy, że zostajemy. Wymaga małego remontu i przerobienia na nasze ale wiem, że to dobra decyzja. Przed nami teraz planowanie, projekty, aranżacje no i wykonanie. Ile się da zrobimy sami choć bez fachowców się nie obejdzie. Wierzę jednak, że pójdzie szybko i sprawnie.
Będę miała w końcu balkon :) Co prawda nie oszałamiających rozmiarów, ale od czegoś trzeba zacząć. :)
Teraz naprawdę czuję, że przyszła wiosna. :)

środa, 10 kwietnia 2013

296. Plusy i minusy ;)

Wszystko ma swoje plusy i minusy. Chodzenie pieszo na uczelnię i z uczelni też. Plusy - wiadomo. Ruch, "świeże" powietrze, lepsza kondycja, relaks, itd. Minusy... Minusem, i to dużym w moim przypadku są sklepy. Dawno nie szłam pieszo na uczelnię. Teraz chodzę, bo na rower mi jeszcze za zimno, a MPK wykorzystało całą pulę mojej cierpliwości już dawno temu. Chodzę więc. Mam swoją określoną trasę. Lubię ją raczej mniej niż bardziej. Szare kamienice, psie kupy na chodnikach i masa samochodów. No ale jest najkrótsza. Na dodatek powstało na niej kilka nowych lumpeksów :) I jak tu przejść obok bez wchodzenia? Weszłam. Wyszłam z ciut lżejszym portfelem, ale za to cięższą torbą. No i dobrze mi z tym :) Pokochałam ten rodzaj zakupów. Jakie cuda można czasem znaleźć w takich sklepach to nie macie pojęcia. Tym sposobem moja szafa wzbogaciła się o dwie sukienki, dwie bluzki i dwie chusty :)
Najgorsze, że mieszkanie miałam kupować, a nie ciuchy...
Obejrzeliśmy kolejne mieszkania. Po takich wizytach muszę przyznać, że jestem w wielkim szoku. Niektórzy mają niesamowitą fantazję. Ja wiem, że o gustach się nie rozmawia, ale różowa tapeta na ścianach i suficie w kuchni wielkości toalety w PKP to mnie zabiła.
Nie znaleźliśmy jednak jeszcze nic co by nas w 100% zadowoliło. Jedno mieszkanie podobało nam się bardzo. Co prawda do remontu, ale to może nawet lepiej. Moglibyśmy je urządzić po swojemu. W piątek oglądamy kolejne. Czekamy też na wiadomość od pośrednika. Wiem, że z jednej strony nie ma się co spieszyć i lepiej poczekać na to wymarzone, ale z drugiej chciałabym już to załatwić i się przeprowadzić. Im więcej myślę już o nowym mieszkaniu, tym bardziej to stare mi się przestaje podobać. Potrzebuję światła, a tu zabudowani jesteśmy ze wszystkich stron. Ech...


piątek, 5 kwietnia 2013

295. Naiwna ja :)

Obawiam się, że będę w najbliższym czasie bardzo monotematyczna. Przynajmniej jeśli chodzi o temat mieszkania. Nic jednak nie poradzę. Żyjemy tym oboje i chcielibyśmy załatwić wszystko jak najlepiej i dość szybko.
Wczoraj byliśmy oglądać pierwsze mieszkanie. Mówiąc szczerze po obejrzeniu ogłoszenia bardzo pozytywnie się do niego nastawiłam. Szczerze i delikatnie, bo tak naprawdę to ja już malowałam tam ściany i ustawiałam kwiatki na parapecie :) Dobrze jednak, że Pan B. jest moim przeciwieństwem w tej kwestii i do wielu tematów podchodzi dość zachowawczo. Jemu entuzjazm się nie udzielił w ogóle przez co mój nieco gasł. No i dobrze, bo po wejściu do mieszkania miałam wrażenie, że się pomyliliśmy i przyszliśmy pod inny adres. Czułam się jakbym zupełnie inne mieszkanie oglądała. Straszne. Podziwiam naprawdę ludzi, którzy tak pięknie potrafią napisać o czymś co w ogóle takie piękne nie jest. Mieszkanie okazało się ruderą, a w ogłoszeniu napisali, że można się wprowadzać, bo mieszkanie jest po remoncie. Na dodatek ruderą o wiele mniejszą niż się spodziewałam. Napisali, że są trzy pokoje: jeden duży i dwa mniejsze. Dwa mniejsze miały mieć 10 i 8 mkw. Razem może miały z 6. Dramat. Chcieliśmy wyjść zaraz po wejściu i zobaczeniu tego wszystkiego, ale jakoś nam głupio było więc chwilę z tymi ludźmi porozmawialiśmy. Nic to niestety nie zmieniło.
Uśmiałam się z samej siebie w drodze do domu. Ja to jednak jestem naiwną osobą.
Okazuje się, że znalezienie dobrego mieszkania dla siebie nie jest jednak takie łatwe jak by się mogło wydawać. Tak więc trzymajcie te kciuki oferowane w komentarzach pod ostatnim wpisem mocno, z całych sił, bo wsparcie mi się przyda :)

wtorek, 2 kwietnia 2013

294. News.

Święta Wielkanocne zawsze były dla mnie czasem przemyśleń. Przemyśleń różnego rodzaju. Nawet nie duchowo-religijnych. Takich po prostu życiowych. Na duchowo religijne przemyślenia pewnie jeszcze przyjdzie czas. Póki co w tej kwestii dopadł mnie straszny bunt ale nie mam zamiaru z nim walczyć. Zresztą to dla mnie trudny temat i chyba nie chcę o tym mówić.
Co do przemyśleń życiowych... Oj, tych mam dużo. Większość z nich jest na razie zalążkiem większych zmian. Cieszę się jednak, że się pojawiły.
Razem z Panem B. już oficjalnie postanowiliśmy kupić mieszkanie. Nasze własne. Nie będzie to oczywiście łatwe przedsięwzięcie, ale myślę, że jesteśmy na nie gotowi. Czas przestać wyrzucać pieniądze na nieswoje mieszkanie, skoro możemy już starać się o własne. Znaleźliśmy już kilka konkretnych mieszkań i zaczynamy oglądanie i rozmowy. Już nie mogę się doczekać urządzania nowego miejsca :) Po swojemu i dla siebie. Cudownie!
Pomyślałam też, że skoro ja sama zmieniam otoczenie, to i blog je zmieni :)
Nie przenoszę się w inne miejsce, ale wprowadzę zmiany. Coś mi w obecnym stanie nie pasuje. Mam nadzieję, że pójdzie mi z tym szybko, bo ostatnio już i tak zaniedbałam to miejsce.
Podmuch wiosny mi potrzebny. Skoro nie ma go na dworze, to może dmuchnę sobie wiosną tu :)

niedziela, 24 marca 2013

293. Skowroneczek ;)

Ja to jednak jestem takim skowroneczkiem :)
Lubię wstać rano i zaraz po pysznej, ciepłej kawce wziąć się do roboty. Jak dziś na przykład. Pobudka o 7.00 chociaż to dzień wolny i do roboty.
Zaczęliśmy wczoraj z Panem B. porządki w domu. Wiosenne? No może, chociaż przy -7 trudno mówić o wiośnie ;)
Tych, którzy nie wiedzą, zapraszam na bloga Targ Różności. Wystawiłam kilka rzeczy. Może Wam się przydadzą.
No i co...
Miłej niedzieli :) Pozytywnej!!!

czwartek, 21 marca 2013

292. So soon?



Tydzień bez Pana B. minął  mi zaskakująco szybko. Szczerze mówiąc, posiedziałabym jeszcze kilka dni sama :) Ale Pan B. jest już w drodze do domu. Będzie jakoś w nocy.
Mówią, że takie rozłąki bardzo dobrze wpływają na związki. Zobaczymy... Mi te kilka dni dobrze zrobiło. Odpoczęłam, poświęciłam swój czas sobie, a to było mi potrzebne. Przemyślałam sobie kilka rzeczy i czeka nas z Panem B. poważna rozmowa :) Ale w pozytywnym znaczeniu (o ile tak może być). Mam kilka pomysłów jak zrobić żeby nasze życie było prostsze i lepsze. Mam nadzieję, że się sprawdzą.

wtorek, 19 marca 2013

291. Zupa pomidorowa...




Gorąca, domowa zupa pomidorowa z makaronem i pietruszką w mroźny i śnieżny dzień, których ma się już serdecznie dość, to jest to czego mi było potrzeba :)

290. ?

Nie mam dziś ochoty na kawę. Nigdy nie doświadczyłam czegoś takiego. To dla mnie bardzo dziwne. Zazwyczaj po wstaniu z łóżka nie ma mowy żebym zrobiła cokolwiek bez kubka kawy. A dziś? Wstałam i zrobiłam dość dużo, bez codziennej dawki kofeiny. Dziwne... Czyżby to zielona herbata tak na mnie zadziałała? Kupiłam sobie biedronkową zieloną herbatę z ananasem. Dziwne połączenie jak dla mnie. Ale smak cudowny. Pokochałam ją od pierwszego łyka :)
Pan B. wyjechał na cały tydzień na szkolenie do Niemiec. A ja mam czas na swoje babskie sprawy jak pisanie o zielonej herbacie właśnie :)
Miłego dnia :)

niedziela, 17 marca 2013

289. Changes...

Mąż w kuchni przygotowuje śniadanie.
Może niedługo, będziemy je jeść w naszej własnej kuchni :)
Decyzja prawie podjęta.
Po świętach zaczynamy działać.
Idą zmiany na lepsze.
Może i wiosna przyjdzie?

piątek, 15 marca 2013

288. Coffee

W moim domu pachnie kawką :)
Bardzo mi się to podoba. 
Miłego weekendu. 


poniedziałek, 11 marca 2013

287. Seriously?!

Poważnie?! Zaczynamy od nowa zabawę w zimę? Dobrze, że nie schowałam jeszcze zimowej kurtki, szala i czapki, w te ciepłe dni, co o nich ledwo pamiętam... Już naprawdę myślałam, że na dobre przyszła wiosna. A tu dupa. Dupa blada. I zimna. Bardzo zimna. Buty przemokły, autobus jechał zamiast 10 min, 45, a jutro mam wykład z nie wiadomo czego na 7.30. No to nie będzie dobry tydzień chyba...
Chociaż...
Przecież, to ode mnie zależy. No to będzie dobry :) Lepszy byłby z temperaturą powyżej zera i bez błota na chodnikach, ale jak się nie ma co się lubi...
Weekend u teściowej bardzo pozytywnie. Wróciliśmy jak zawsze przeżarci :) No i zamrażarka znów pełna. Dobrze mieć rodzinę na wsi, hodującą świnie i kury ;) A jakie tam powietrze jest. Zupełnie inaczej się śpi. Nie wiem dlaczego, ale naprawdę tak jest. Kiedyś jak pojadę, będę spać noc i dzień i noc i dzień, aż się porządnie wyśpię :)
Na uczelni... Nie chce mi się o tym pisać. Dramat po prostu. Co tu dużo mówić. Plan do dupy, przedmioty do dupy, ludzie do dupy (choć nie wszyscy). Pierwszy tydzień na rozruch, a potem będę chodzić tylko na to co trzeba i znajdę pracę. Taki mam plan.
I niech już ta zima sobie żartów nie robi, tylko spieprza jak najdalej i na jak najdłużej.

piątek, 8 marca 2013

286. Nie bawi mnie to...

Za oknem śnieg.
Sąsiedzi wczoraj do ok. 2 słuchali jakiejś durnej muzyki i dziś od 7.00 robią to znowu.
Od poniedziałku zaczynam zajęcia na uczelni. Dobrze bo już tu dostaję na głowę w domu. Ale plan... Nie wiem kto to układał. I może dobrze, bo jakbym tego kogoś dorwała to bym mu nie wiem co zrobiła. Masakra!
Weekend spędzam u teściowej. Hmm... tego chyba nie trzeba komentować ;)
Mimo wszystko jednak to będzie dobry dzień. W końcu to Nasz Dzień Dziewczyny :)
Pan B. zrobił mi dziś śniadanie, a to dopiero początek niespodzianek :) Mam nadzieję.
Miłego dnia :)