Kochani!
Po długim czasie spędzonym na porządkowaniu starego bloga, kombinowaniu i zmianach, postanowiłam, że będzie prościej stworzyć nowe miejsce :)
Zapraszam Was wszystkich na nowego bloga.
Devinette's Lifestyle!
Prace trwają, ale już działa :)
Będą trwały jeszcze jakiś czas. Mam nadzieję, że to Was nie zniechęci :)
Pozdrawiam!
wtorek, 4 marca 2014
poniedziałek, 3 marca 2014
364. Remont w toku!
W zasadzie było to do przewidzenia. Remont na blogu zajmie mi dużo więcej czasu niż jeden weekend, który na to zaplanowałam. Chciałabym żeby ten blog stał się czymś więcej niż tylko zwykłym, szarym blogiem. Chciałabym się rozwinąć w tej kwestii. Mam w głowie mnóstwo pomysłów, jednak do ich realizacji potrzeba czasu i mobilizacji. Tak jak z tym pierwszym jeszcze najgorzej nie jest, tak jak dobrze wiecie, z tym drugim w moim przypadku jest dość kiepsko. Ale będę się starać sukcesywnie realizować moje pomysły i plany.
Przepraszam więc za wszelkie niedogodności jakie będą się tu zdarzały przez pewien czas. Myślę, że mogę powiedzieć, że odrobina Waszej cierpliwości na pewno się opłaci ;)
Jak widzicie po prawej stronie pojawiły się nowe odnośniki. Powstał facebook :) Kompatybilmy z blogiem ma być, ale jeszcze zastanawiam się czy w ogóle będzie. Co myślicie?
Na pewno będzie Pinterest. A reszta w trakcie.
Na pewno będzie więcej książek, muzyki i filmów. Zdecydowanie mniej narzekania na wszystko dookoła :) Zdjęcia autorskie, niekoniecznie z telefonu. I tak dalej i tak dalej :)
A może jest coś co chcielibyście żeby się tu pojawiło? :)
Przepraszam więc za wszelkie niedogodności jakie będą się tu zdarzały przez pewien czas. Myślę, że mogę powiedzieć, że odrobina Waszej cierpliwości na pewno się opłaci ;)
Jak widzicie po prawej stronie pojawiły się nowe odnośniki. Powstał facebook :) Kompatybilmy z blogiem ma być, ale jeszcze zastanawiam się czy w ogóle będzie. Co myślicie?
Na pewno będzie Pinterest. A reszta w trakcie.
Na pewno będzie więcej książek, muzyki i filmów. Zdecydowanie mniej narzekania na wszystko dookoła :) Zdjęcia autorskie, niekoniecznie z telefonu. I tak dalej i tak dalej :)
A może jest coś co chcielibyście żeby się tu pojawiło? :)
piątek, 28 lutego 2014
363. Remont!
Na moim blogu w weekend zaczyna się remont.
Potrzebuję tu jakichś zmian.
Mam kilka pomysłów, zobaczymy jak będzie z ich realizacją.
W każdym razie... do zobaczenia po remoncie :)
Potrzebuję tu jakichś zmian.
Mam kilka pomysłów, zobaczymy jak będzie z ich realizacją.
W każdym razie... do zobaczenia po remoncie :)
niedziela, 23 lutego 2014
362. Tydzień w zdjęciach # 3
Udało mi się w tym tygodniu :)
Jestem z tego niezmiernie dumna, jako że ten tydzień, mimo, że wolny, do najlepszych nie należał. Nie wiem czy to przesilenie wiosenne już, czy depresja może, ale tydzień minął mi na wegetacji. No niestety, nazywajmy rzeczy po imieniu. Robiłam tylko to co musiałam. Wyjścia z domu ograniczyłam do minimum, spotkania z ludźmi do zera. Mieszkanie odrobinę się przez to zapuściło i ja sama też, ale jest nadzieja :)
1. Wybraliśmy się z Panem B. do klubokawiarni Głośna na baśnie skandynawskie, a tam frittz-kola. Wiecie co to? Ja nie wiedziałam. To cola dla hipsterów... hmmm...
2 i 3. Już dawno nie kupuję pieczywa w sklepach. Piekę sama. O wiele smaczniejsze.
4. Być kobietą, być kobietą... :) Kiedyś nie malowałam się wcale. Potem minimalnie. Teraz rozwijam się w tej kwestii i dobrze mi z tym :)
5. Najlepsze latte waniliowe na świecie. W domowym zaciszu, zrobione własnoręcznie. Uwielbiam :)
6. Keep calm and read books - napisała mi koleżanka, jak jej marudziłam na swoje złe samopoczucie ostatnie. Zastosowałam się do tej rady, ale o tym napisze może jutro...
7. Prowadzimy ostatnio skrzętnie budżet domowy. Zbieramy paragony, zapisujemy... Chociaż jeden miesiąc chciałabym zobaczyć gdzie podziewają się nasze pieniądze. Znalazłam do tego bardzo fajną aplikację, ale o tym też później w tygodniu :)
Popołudniu dziś wybraliśmy się na spacer z Panem B. Postanowiliśmy podjąć małe wyzwanie ;) Przez najbliższy tydzień, codziennie po obiedzie pójdziemy na półgodzinny spacer. Niby błahostka, ale dla kogoś, kto rusza się z domu mało i ciągle marudzi, to naprawdę duże wyzwanie. Trzymajcie kciuki :)
czwartek, 20 lutego 2014
361. Wizaż.
Chyba każda kobieta (a pewnie i nie jeden mężczyzna) wie o istnieniu TEGO forum.
Ja dowiedziałam się niedawno. No może nie... Wiedziałam, że istnieje, ale dopiero niedawno zaczęłam z niego częściej korzystać. Trzeba przyznać, że dużo przydatnych rzeczy można tu znaleźć. Recenzje kosmetyków, porady, wskazówki, pogaduszki o życiu i śmierci i takie tam inne.
Dzisiaj znalazłam dział wymianek, a ponieważ zrobiłam porządek w kosmetykach i chcę się pozbyć kilku rzeczy założyłam wątek. Nie spodziewałam się odzewu w zasadzie żadnego, bo kosmetyki najwyższych lotów nie są (porównując się z innymi Wizażankami). Zaskoczyły mnie jednak dziewczyny, bo kilka rzeczy wymieniłam od ręki :)
Jeśli macie ochotę, to zapraszam TUTAJ! Może coś sobie wybierzecie :)
Ja dowiedziałam się niedawno. No może nie... Wiedziałam, że istnieje, ale dopiero niedawno zaczęłam z niego częściej korzystać. Trzeba przyznać, że dużo przydatnych rzeczy można tu znaleźć. Recenzje kosmetyków, porady, wskazówki, pogaduszki o życiu i śmierci i takie tam inne.
Dzisiaj znalazłam dział wymianek, a ponieważ zrobiłam porządek w kosmetykach i chcę się pozbyć kilku rzeczy założyłam wątek. Nie spodziewałam się odzewu w zasadzie żadnego, bo kosmetyki najwyższych lotów nie są (porównując się z innymi Wizażankami). Zaskoczyły mnie jednak dziewczyny, bo kilka rzeczy wymieniłam od ręki :)
Jeśli macie ochotę, to zapraszam TUTAJ! Może coś sobie wybierzecie :)
wtorek, 18 lutego 2014
360. Olimpiada...
Miało być dziś zupełnie o czymś innym.
Ale dostałam link do tego filmu.
Nie wiem jak Wy, ale ja nie byłam do końca świadoma, że tak to wszystko wyglądało.
Ale dostałam link do tego filmu.
Nie wiem jak Wy, ale ja nie byłam do końca świadoma, że tak to wszystko wyglądało.
poniedziałek, 17 lutego 2014
359. Bed and breakfast :)
Tydzień w zdjęciach wypadł już w trzecim tygodniu - cala ja...
Ale mam usprawiedliwienie. Czułam się fatalnie. Bolały mnie mięśnie, głowa, brzuch. W nocy nie mogłam spać. Budziłam się o 4 rano i zasnąć już nie mogłam. Fatalnie...
Nerwy mi puściły. Moja podświadomość jednak nie dała się oszukać i choć myślałam, że niczym się nie denerwuje, było dokładnie odwrotnie. To był dość ciężki czas. Cieszę się jednak, że minął i zakończył się dla nas pomyślnie. Delektuję się więc kawką w łóżku, póki mogę :)
Ale mam usprawiedliwienie. Czułam się fatalnie. Bolały mnie mięśnie, głowa, brzuch. W nocy nie mogłam spać. Budziłam się o 4 rano i zasnąć już nie mogłam. Fatalnie...
Nerwy mi puściły. Moja podświadomość jednak nie dała się oszukać i choć myślałam, że niczym się nie denerwuje, było dokładnie odwrotnie. To był dość ciężki czas. Cieszę się jednak, że minął i zakończył się dla nas pomyślnie. Delektuję się więc kawką w łóżku, póki mogę :)
poniedziałek, 10 lutego 2014
358. Last one...
Szykuje się właśnie na ostatni w tej sesji egzamin.
Za stara już jestem na takie rzeczy.
Trzymajcie kciuki :)
Za stara już jestem na takie rzeczy.
Trzymajcie kciuki :)
niedziela, 9 lutego 2014
357. Tydzień w zdjęciach # 2
No proszę. Drugi tydzień bez spóźnienia :)
Nie wiem jak to się stało, że dopiero co była wrzuciłam zdjęcia (spóźnione, ale mimo wszystko) a tu już kolejny tydzień. Hmm...
O tym, że czas pędzi nieubłaganie teoretycznie wszyscy dobrze wiemy, ale praktycznie chyba nie do końca zdajemy sobie sprawy. Przynajmniej ja nie...
Nie wiem jak to się stało, że dopiero co była wrzuciłam zdjęcia (spóźnione, ale mimo wszystko) a tu już kolejny tydzień. Hmm...
O tym, że czas pędzi nieubłaganie teoretycznie wszyscy dobrze wiemy, ale praktycznie chyba nie do końca zdajemy sobie sprawy. Przynajmniej ja nie...
1. Piję ostatnio zdecydowanie za dużo kawy. Uwielbiam ją pod każdą postacią i nie wyobrażam sobie dnia bez kawy. Jak wszyscy wiemy, wszystko w nadmiarze szkodzi. Postanowiłam więc ją trochę ograniczyć. Ilość było mi trudno, więc postawiłam na wielkość. I tak z wielkiego kubka kawy, z którego normalnie piłam przestawiłam się na filiżankę.
2. "One apple a day keeps a doctor away" - to chyba jedyna rzecz jaką zapamiętałam z zajęć z sadownictwa :) Sprawdzam to teraz.
3. Zupa z dyni z żółtym serem i pietruszką - od teściowej. (ale smaczna ;))
4. Pan B. miał urodziny. Pomysł na prezent urodzinowy podpatrzyłam na blogu One little smile. Zrobiłam ciut inne, ale uważam, że całkiem dobrze mi wyszły. A pomysłu gratuluję. To świetne rozwiązanie pozwalające na przedłużenie radości z prezentu przy wypełnianiu kuponów :)
5. Wiosna za oknem, wiosna w sercu to i wiosna na paznokciach u stóp. Nie wiem czemu ale zimą jakoś nigdy nie maluję paznokci u stóp.
6. I jak tu się uczyć, kiedy za oknem błękitne niebo, a na nim słońce? Na szczęście jutro ostatni egzamin tej sesji.
7. Pan B. w kuchni... :) miło było popatrzeć i dostać podane na talerzu :)
Dobrego następnego tygodnia :)
sobota, 8 lutego 2014
356. Bezsenność
Nie wiem co się dzieje ostatnio. Nie mogę zasnąć kładąc się spać. Budzę się w nocy. Śpię płytko. Budzi mnie każdy lekki szum. Budzę się o czwartej rano i nie mogę już zasnąć. Niby zasypiam, ale budzę się co 10 min. A potem cały dzień jestem nieprzytomna.
O co to chodzi?
O co to chodzi?
środa, 5 lutego 2014
355. Tydzień w zdjęciach # 1
Taaak... ten post miał się pojawić w niedzielę.
Był nawet prawie gotowy. Tylko, że nagle zrobiła mi się środa i co? Dupa...
Ale nie będę marudzić. Wystarczy, że R. musi to znosić. Resztę świata oszczędzę :)
W każdym razie...
Proponuję nowość na blogu.
Tydzień w zdjęciach. Krótko, zwięźle i na temat.
Z założenia taki post miałby się pojawiać raz w tygodniu, w niedzielę właśnie, podsumowując cały tydzień. Chwile warte zapamiętania, coś co mnie zaciekawiło, albo to co przypadkiem wyszło z posługiwania się telefonem. Zobaczymy!
1. Zima za oknem. Na szczęście w domu ciepło i przytulnie.
2. Babeczkę? Robione na szybko przed przyjściem koleżanki na kawkę. Muszę przyznać, że wyszły całkiem smaczne.
3. Obiad. Pan B. zażyczył sobie wątróbkę. Ale, że ja nie przepadam (żeby nie powiedzieć, nie znoszę) to dostałam paluszki rybne z ziemniaczkami, rukolą i kiełkami. Najbardziej jednak przekonało mnie piwko :)
4. Sesja. Przed ostatnia. Chociaż myślę, że ta tuż przed magisterkę będzie już pro forma. Za stara jestem na takie rzeczy już.
5. Jillian Michaels - zastępstwo Chodakowskiej. Znudził mi się sam skalpel. Ćwiczę więc na zmianę skalpel i 30 dniowe wyzwanie Jillian Michaels. Wyniki są dobre ;)
6. Tarta z cebulą i camembertem. Niby nic, a jednak...
7. Sierściuch u teściowej. Chodzi własnymi ścieżkami, które jakoś dziwnie zawsze prowadzą na moje kolana :)
P.S.Na tablica.pl wystawiłam rzeczy na sprzedaż. Może ktoś ma ochotę coś sobie przygarnąć za niewielkie pieniądze? ZAPRASZAM!!!
czwartek, 30 stycznia 2014
354. Grumble? STOP!!!
Zostałam mistrzem!
Mistrzem marudzenia, zrzędzenia, gderania, kwękania, utyskiwania i wszystkich innych znaczeń tego słowa. MISTRZEM!!!
I nie jestem z tego dumna. Nic nie poradzę, co prawda, że za oknem zimno, że autobusy się spóźniają i trzeba stać na przystanku jedyne 40 min, żeby doczekać się jakiegoś środka komunikacji miejskiej. Że prowadzący na zajęcia nie przychodzą, bo pewnie im się nie chce, też nie moja wina. Albo, że wszystko na ostatnią chwilę robię i teraz mam masę rzeczy na głowie... No dobra, to akurat moja wina jest, tylko i wyłącznie.
Grr.... jakaś taka rozlazła jestem. Zaczynam różne rzeczy i żadnej nie kończę. Planuję sobie coś do zrobienia i te plany przekładam cały tydzień, a potem drugi tydzień i jeszcze czasem kolejny. Na przykład ciuchy. Zrobiłam porządek w szafie. Mnóstwo rzeczy do wydania, bo nie noszę, bo za duże, bo za małe, bo nie i tyle. Myślę sobie, zrobię zdjęcia, wrzucę na allegro czy gdzie, może ktoś się skusi za symboliczne kwoty. Uszykowałam i co? Leży to wszystko tak już trzeci tydzień. Potykam się czasem o to, ale mi nie przeszkadza. Przekładam z miejsca na miejsce i mówię sobie, że już jutro to ogarnę. Mhm...
Albo z blogiem. W głowie milion mam pomysłów. Że tło i szablon bym chciała zmienić. Że cykle jakieś wprowadzić - tydzień w zdjęciach, inspiracje, przepisy kulinarne, filmy, książki. Siadam żeby coś zrobić, zaczynam i odrywam się bo na fb coś się nowego głupiego pokazało i przecież trzeba zobaczyć, bo będę do tyłu, a może na YT jakiś film nowy ktoś wrzucił. Ooo i jeszcze email to trzeba od razu odpisać. I blog tak leży i czeka i doczekać się nie może. Tak samo jak prasowanie, szal dla siostry, cebula co szczypior wypuściła i aż się prosi o doniczkę...
Dramat.
I nie zwalajmy na pogodę, zimę, stres i inne czynniki zewnętrzno-wewnętrzne. Jestem do dupy ostatnio. Czas wziąć się za siebie!!!.
Mistrzem marudzenia, zrzędzenia, gderania, kwękania, utyskiwania i wszystkich innych znaczeń tego słowa. MISTRZEM!!!
I nie jestem z tego dumna. Nic nie poradzę, co prawda, że za oknem zimno, że autobusy się spóźniają i trzeba stać na przystanku jedyne 40 min, żeby doczekać się jakiegoś środka komunikacji miejskiej. Że prowadzący na zajęcia nie przychodzą, bo pewnie im się nie chce, też nie moja wina. Albo, że wszystko na ostatnią chwilę robię i teraz mam masę rzeczy na głowie... No dobra, to akurat moja wina jest, tylko i wyłącznie.
Grr.... jakaś taka rozlazła jestem. Zaczynam różne rzeczy i żadnej nie kończę. Planuję sobie coś do zrobienia i te plany przekładam cały tydzień, a potem drugi tydzień i jeszcze czasem kolejny. Na przykład ciuchy. Zrobiłam porządek w szafie. Mnóstwo rzeczy do wydania, bo nie noszę, bo za duże, bo za małe, bo nie i tyle. Myślę sobie, zrobię zdjęcia, wrzucę na allegro czy gdzie, może ktoś się skusi za symboliczne kwoty. Uszykowałam i co? Leży to wszystko tak już trzeci tydzień. Potykam się czasem o to, ale mi nie przeszkadza. Przekładam z miejsca na miejsce i mówię sobie, że już jutro to ogarnę. Mhm...
Albo z blogiem. W głowie milion mam pomysłów. Że tło i szablon bym chciała zmienić. Że cykle jakieś wprowadzić - tydzień w zdjęciach, inspiracje, przepisy kulinarne, filmy, książki. Siadam żeby coś zrobić, zaczynam i odrywam się bo na fb coś się nowego głupiego pokazało i przecież trzeba zobaczyć, bo będę do tyłu, a może na YT jakiś film nowy ktoś wrzucił. Ooo i jeszcze email to trzeba od razu odpisać. I blog tak leży i czeka i doczekać się nie może. Tak samo jak prasowanie, szal dla siostry, cebula co szczypior wypuściła i aż się prosi o doniczkę...
Dramat.
I nie zwalajmy na pogodę, zimę, stres i inne czynniki zewnętrzno-wewnętrzne. Jestem do dupy ostatnio. Czas wziąć się za siebie!!!.
środa, 22 stycznia 2014
353. Przyjaciele
Nie ma dziś prawdziwych przyjaźni. A jeśli są, to bardzo rzadko się zdarzają. Mi się nie zdarzyła. Ani jedna. Ani pół nawet. No... Może pół.
Moja mama obchodziła kilka dni temu 60-te urodziny. Zorganizowaliśmy jej imprezę niespodziankę. Zaprosiliśmy jej najbliższych znajomych, których od dzieciństwa pamiętamy z urodzin, imienin, czy innych imprez, które dla pokolenia naszych rodziców były na porządku dziennym, a dla naszego niestety nie są. Zadzwoniliśmy do 30 osób już pod koniec października, zapytać, czy byliby chętni na taką imprezę i wszyscy, bez żadnego wahania, ustalania czy przemyśleń powiedzieli, że oczywiście. Przyjechali wszyscy zaproszeni. Z różnych stron miasta i kraju. Nikt nie zadzwonił z wymówką. To był fantastyczny wieczór z gitarą, śpiewami, a nawet tańcami. Mama była szczęśliwa, więc my też. Tylko tak sobie teraz myślę, czy za trzydzieści parę lat moje dzieci będą miały do kogo zadzwonić....
Moja mama obchodziła kilka dni temu 60-te urodziny. Zorganizowaliśmy jej imprezę niespodziankę. Zaprosiliśmy jej najbliższych znajomych, których od dzieciństwa pamiętamy z urodzin, imienin, czy innych imprez, które dla pokolenia naszych rodziców były na porządku dziennym, a dla naszego niestety nie są. Zadzwoniliśmy do 30 osób już pod koniec października, zapytać, czy byliby chętni na taką imprezę i wszyscy, bez żadnego wahania, ustalania czy przemyśleń powiedzieli, że oczywiście. Przyjechali wszyscy zaproszeni. Z różnych stron miasta i kraju. Nikt nie zadzwonił z wymówką. To był fantastyczny wieczór z gitarą, śpiewami, a nawet tańcami. Mama była szczęśliwa, więc my też. Tylko tak sobie teraz myślę, czy za trzydzieści parę lat moje dzieci będą miały do kogo zadzwonić....
wtorek, 21 stycznia 2014
352. Znaki wszechświata!
Są takie dni, gdzie jeszcze się oczu nie otworzyło, a już wiadomo, że coś pójdzie nie tak jak powinno. Już wczoraj wieczorem miałam jakieś dziwne przeczucia, że coś pójdzie nie tak jak powinno. Jako że Pan R. zadbał o to, żebym za dużo jednak nie myślała, temat odłożyłam na rano. Zadzwonił budzik. 6.00. Wstałam. Zaczęłam się ogarniać, bo na 8.00 przecież na uczelnię muszę jechać. Stwierdziłam jednak, że w nosie mam te zajęcia, i tak przecież nic konstruktywnego się na nich nie dzieje, zostaje w domu. Położyłam się z powrotem do łóżka. Nie mogłam już zasnąć, więc stwierdziłam, że skoro już wstałam to jednak pójdę na tą uczelnię. Ale potem znów pomyślałam, że nie ma sensu i znów wróciłam pod kołdrę. Za trzecim razem zmusiłam się żeby jednak wyjść na autobus. Myślałam, że dojadę spóźniona, a o dziwo, przyjechałam jeszcze przed czasem. I co się okazało? Że zajęć nie ma.
O tym jak mnie to zdenerwowało (delikatnie mówiąc) pisać nie będę. Następnym razem po prostu dobrze odczytam znaki wszechświata i zostanę pod kołdrą :)
O tym jak mnie to zdenerwowało (delikatnie mówiąc) pisać nie będę. Następnym razem po prostu dobrze odczytam znaki wszechświata i zostanę pod kołdrą :)
poniedziałek, 20 stycznia 2014
351. Hmm...
Potrzebuję zastrzyku energii. Takiego konkretnego. Co by w tyłek kopnął tak żeby się ten (tyłek wspomniany) od kanapy oderwał. Albo dopalacz jakiś. Co bym na widok śniegu i szklanki za oknem nie zawijała się szczelniej w kołdrę tylko mimo wszystko ruszyła cztery litery i chociaż podstawowe obowiązki wykonała. Niestety... Nie wiem jak to zrobić. Nie chce mi się. Po prostu!!!
P.S. Przeczytane u Grafomanki, że dziś Blue Monday - i wszystko jasne :)
P.S. Przeczytane u Grafomanki, że dziś Blue Monday - i wszystko jasne :)
poniedziałek, 13 stycznia 2014
350. Zarządzanie czasem.
Modne się stało się ostatnio oszczędzanie, zarządzanie czasem, planowanie i inne. Jakiś czas temu sama wpadłam w sidła trendów i mody. Zaczęłam czytać w internecie czy książkach i czasopismach o cudownych metodach na motywację do pracy. O cudownych metodach oszczędzania pieniędzy. Albo o cudowniejszych jeszcze sposobach na planowanie wszystkiego co mamy dookoła. Mało brakowało, a miałabym zaplanowane nawet wyjścia do toalety. To przecież nie ważne kiedy muszę skorzystać. Mam zaplanowane, to choćbym miała nie wytrzymać planu złamać nie można.
Wszystko miałam zapisane. Wystarczyło realizować i odhaczać. Nic trudnego przecież. Nie zraziłam się jak pierwszego dnia na mojej liście odhaczona została jedna rzecz. Drugiego też jakoś nie specjalnie. Pomyślałam sobie, że przecież to początek, początki są trudne. Ale jak po tygodniu nic się nie zmieniło, wkurzyłam się, rzuciłam wszystko w kąt i wróciłam do nic nie robienia. A w zasadzie do nie stresowania się przewalaniem czasu. Bo mając listę przelewałam czas przez palce, ale stresując się, że przecież jeszcze to i to i to i tamto jest do zrobienia, a ja nie robię nic.
Teraz? Lubię czasem poczytać o tych wszystkich mądrych rzeczach.Niektóre rady i pomysły są rzeczywiście ciekawe. Ale tak naprawdę trzeba po prostu zrobić co ma się do zrobienia i tyle. Czas jest bardzo cenny. Nie da się go cofnąć, nie można odtworzyć dnia jeszcze raz. Ale czy warto go tracić na planowanie, zarządzanie i motywowanie się, zamiast po prostu działać i korzystać z niego jak najpełniej?
P.S. Life is beautiful napisz proszę do mnie maila. Chciałabym się skontaktować a nie wiem jak. Jeśli to nie problem, to będę wdzięczna ;)
Wszystko miałam zapisane. Wystarczyło realizować i odhaczać. Nic trudnego przecież. Nie zraziłam się jak pierwszego dnia na mojej liście odhaczona została jedna rzecz. Drugiego też jakoś nie specjalnie. Pomyślałam sobie, że przecież to początek, początki są trudne. Ale jak po tygodniu nic się nie zmieniło, wkurzyłam się, rzuciłam wszystko w kąt i wróciłam do nic nie robienia. A w zasadzie do nie stresowania się przewalaniem czasu. Bo mając listę przelewałam czas przez palce, ale stresując się, że przecież jeszcze to i to i to i tamto jest do zrobienia, a ja nie robię nic.
Teraz? Lubię czasem poczytać o tych wszystkich mądrych rzeczach.Niektóre rady i pomysły są rzeczywiście ciekawe. Ale tak naprawdę trzeba po prostu zrobić co ma się do zrobienia i tyle. Czas jest bardzo cenny. Nie da się go cofnąć, nie można odtworzyć dnia jeszcze raz. Ale czy warto go tracić na planowanie, zarządzanie i motywowanie się, zamiast po prostu działać i korzystać z niego jak najpełniej?
P.S. Life is beautiful napisz proszę do mnie maila. Chciałabym się skontaktować a nie wiem jak. Jeśli to nie problem, to będę wdzięczna ;)
czwartek, 9 stycznia 2014
349. Me, myself and I...
Nie pamiętam kiedy ostatnio tak spędziłam poranek. Kawka, kołdra i poduszka i w tym wszystkim ja w piżamie :) Usiadłam w końcu do mojego, zaniedbanego ostatnio bardzo bloga. Znalazłam trochę czasu to czemu go nie wykorzystać. Zwłaszcza, że następna taka okazja może się szybko nie nadarzyć.
Myślałam ostatnio dużo o wszystkim co się w moim życiu działo przez kilka ostatnich lat. Nie wszystko było dobre, ale życie przecież różowe nie jest. Czasem musi być pod górkę, żeby potem było z górki. Wierzę jednak, że wszystko dzieje się po coś. Wiem, że gdyby nie to co miało miejsce, nie byłabym taka jaka jestem. A chyba po raz pierwszy w życiu mogę powiedzieć, że zaczynam lubić siebie. Zaczynam się dogadywać sama ze sobą. Uświadamiam sobie wiele swoich zalet, których wcześniej nie widziałam. Zresztą wad też. Chciałabym, żeby ten Nowy Rok też wiele mnie nauczył. Żeby udało mi się spełnić kilka moich "postanowień" (które do końca postanowieniami nie są. Po prostu przyszedł czas na niektóre rzeczy.) Żebym polubiła siebie w końcu taką jaką jestem. Bo tak naprawdę, to ja jestem bardzo fajną dziewczyną :)
Myślałam ostatnio dużo o wszystkim co się w moim życiu działo przez kilka ostatnich lat. Nie wszystko było dobre, ale życie przecież różowe nie jest. Czasem musi być pod górkę, żeby potem było z górki. Wierzę jednak, że wszystko dzieje się po coś. Wiem, że gdyby nie to co miało miejsce, nie byłabym taka jaka jestem. A chyba po raz pierwszy w życiu mogę powiedzieć, że zaczynam lubić siebie. Zaczynam się dogadywać sama ze sobą. Uświadamiam sobie wiele swoich zalet, których wcześniej nie widziałam. Zresztą wad też. Chciałabym, żeby ten Nowy Rok też wiele mnie nauczył. Żeby udało mi się spełnić kilka moich "postanowień" (które do końca postanowieniami nie są. Po prostu przyszedł czas na niektóre rzeczy.) Żebym polubiła siebie w końcu taką jaką jestem. Bo tak naprawdę, to ja jestem bardzo fajną dziewczyną :)
środa, 8 stycznia 2014
348. Prawdziwy dom.
Prawdziwy dom, to taki, w którym pachnie pieczonym chlebem, i w którym usłyszysz od bliskiej osoby, że w Ciebie wierzy i będzie Cię wspierać i motywować żebyś osiągnął sukces.
Ja mam taki dom.
(i bardzo brudny piekarnik ;))
Ja mam taki dom.
(i bardzo brudny piekarnik ;))
Subskrybuj:
Posty (Atom)