Są takie dni, gdzie jeszcze się oczu nie otworzyło, a już wiadomo, że coś pójdzie nie tak jak powinno. Już wczoraj wieczorem miałam jakieś dziwne przeczucia, że coś pójdzie nie tak jak powinno. Jako że Pan R. zadbał o to, żebym za dużo jednak nie myślała, temat odłożyłam na rano. Zadzwonił budzik. 6.00. Wstałam. Zaczęłam się ogarniać, bo na 8.00 przecież na uczelnię muszę jechać. Stwierdziłam jednak, że w nosie mam te zajęcia, i tak przecież nic konstruktywnego się na nich nie dzieje, zostaje w domu. Położyłam się z powrotem do łóżka. Nie mogłam już zasnąć, więc stwierdziłam, że skoro już wstałam to jednak pójdę na tą uczelnię. Ale potem znów pomyślałam, że nie ma sensu i znów wróciłam pod kołdrę. Za trzecim razem zmusiłam się żeby jednak wyjść na autobus. Myślałam, że dojadę spóźniona, a o dziwo, przyjechałam jeszcze przed czasem. I co się okazało? Że zajęć nie ma.
O tym jak mnie to zdenerwowało (delikatnie mówiąc) pisać nie będę. Następnym razem po prostu dobrze odczytam znaki wszechświata i zostanę pod kołdrą :)
to był znak
OdpowiedzUsuńale może dzięki, że wstałaś pojechałaś, to więcej dziś zrobisz w domu ;-)
Nie bardzo chyba :)
UsuńKobieca intuicja - niezawodny GPS :D
OdpowiedzUsuńMuszę nauczyć się jej słuchać, to wyjdę na tym dobrze :)
Usuń