Modne się stało się ostatnio oszczędzanie, zarządzanie czasem, planowanie i inne. Jakiś czas temu sama wpadłam w sidła trendów i mody. Zaczęłam czytać w internecie czy książkach i czasopismach o cudownych metodach na motywację do pracy. O cudownych metodach oszczędzania pieniędzy. Albo o cudowniejszych jeszcze sposobach na planowanie wszystkiego co mamy dookoła. Mało brakowało, a miałabym zaplanowane nawet wyjścia do toalety. To przecież nie ważne kiedy muszę skorzystać. Mam zaplanowane, to choćbym miała nie wytrzymać planu złamać nie można.
Wszystko miałam zapisane. Wystarczyło realizować i odhaczać. Nic trudnego przecież. Nie zraziłam się jak pierwszego dnia na mojej liście odhaczona została jedna rzecz. Drugiego też jakoś nie specjalnie. Pomyślałam sobie, że przecież to początek, początki są trudne. Ale jak po tygodniu nic się nie zmieniło, wkurzyłam się, rzuciłam wszystko w kąt i wróciłam do nic nie robienia. A w zasadzie do nie stresowania się przewalaniem czasu. Bo mając listę przelewałam czas przez palce, ale stresując się, że przecież jeszcze to i to i to i tamto jest do zrobienia, a ja nie robię nic.
Teraz? Lubię czasem poczytać o tych wszystkich mądrych rzeczach.Niektóre rady i pomysły są rzeczywiście ciekawe. Ale tak naprawdę trzeba po prostu zrobić co ma się do zrobienia i tyle. Czas jest bardzo cenny. Nie da się go cofnąć, nie można odtworzyć dnia jeszcze raz. Ale czy warto go tracić na planowanie, zarządzanie i motywowanie się, zamiast po prostu działać i korzystać z niego jak najpełniej?
P.S. Life is beautiful napisz proszę do mnie maila. Chciałabym się skontaktować a nie wiem jak. Jeśli to nie problem, to będę wdzięczna ;)
Każdy ma swoje podejście, swoje sposoby i wie, co najlepiej mu służy :))
OdpowiedzUsuńa ja się ostatnio rozkręcam w planowaniu i coraz bardziej mi się to podoba
OdpowiedzUsuńJa też nie planuję, ale to dlatego, że ogólnie mam dużo czasu i wszystko spokojnie zdążę zrobić. Tylko gorzej z tym, że bardzo często zostawiam wszystko na ostatnią chwilę, bo "przecież jeszcze mam tyyyle czasu..." ;)
OdpowiedzUsuńZgadza się nikt nam nie zwróci minionego dnia. Tylko niktorym wcale nie jest łatwo przejść od pomysłu do dzilańia, dlatego potrzebuje rozbiegu na motywacje, planowanie itd. Poza tym jak się ma motywacji, to nie madzialnia, chyba, ze szantaż...ale to tez jakaś forma motywacji do dzilańia-strach.
OdpowiedzUsuńja jakoś nie potrzebuję takiego planowania :) robię co mam zrobić i już :)
OdpowiedzUsuńDlatego też ja nie postanawiam na nowy rok :) ja marzę i staram się marzenia spełniać :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia Ci życzę w tym Twoim nowym podejściu, wydaje się zdrowsze... ;)
P.S. Dziękuję :) o to mi właśnie chodziło, o ten uśmiech po moim tekście :)
Mhm, gdy nie mam planu i listy tasków to zupełnie nie potrafię działać - nie wiem, w co mam ręce wsadzić, od czego zacząć. Wkrada się chaos. Prywatny kalendarz od lat prowadzę, korzystając z tablicy Eisenhowera. Może to wynika ze sposobu myślenia - jestem ścisłowcem, umysłem mocno analitycznym i nastawionym na konkrety.
OdpowiedzUsuńja mam zarządzanie czasem we krwi. To się po prostu samo odbywa w mojej głowie i nie wyobrażam sobie żebym mogła inaczej funkcjonować. Ale pozwalam sobie na przewalanie czasu bez sensu - wpisuje to w plan :)
OdpowiedzUsuńMoże po prostu lepiej działasz spontanicznie? Nie każdemu planowanie służy, mnie na przykład stresuje (bo przypomina, co jeszcze niezrobione :)
OdpowiedzUsuńchoć plany są praktyczne, to spontaniczność daje większą radochę, chyba wolę spontan niż mus:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń