środa, 14 września 2011

109. Koniec rumakowania ...

Kończą mi się wakacje, a ja nie zrobiłam w ich trakcie nic konstruktywnego. Nic kompletnie. Obijałam się przez całe dwa i pół miesiąca. Z przerwą na egzaminy, bo wtedy się uczyłam. Choć z poprawki widać, że jednak nie wystarczająco.
A teraz... od poniedziałku zaczynają mi się zajęcia. Dziś już do mieszkania przyjeżdża nasz współlokator. Co prawda pisał, że tylko na chwilę wpadnie, ale ta chwila zbliża się nieubłaganie. A ja oczywiście żałuję, że nie wykorzystałam tego czasu, który miałam i teraz w te kilka ostatnich dni chcę nadrobić całe dwa miesiące.
Zawsze tak mam... Dlaczego? (to pytanie retoryczne; dobrze wiem dlaczego - bo nie umiem się zorganizować i cieszyć tym co mam w życiu tylko ciągle chcę nie wiadomo czego)

W ogóle to czeka nas poważna rozmowa z naszym współlokatorem. Boję się trochę, że R. zostawi mnie z nią samą czego bym nie chciała. A trzeba chłopakowi wygarnąć bo już przy przeprowadzce ze starego mieszkania zachował się strasznie, o tym mieszkaniu nie wspomnę. Palcem nie kiwnął żeby pomóc nam w remontach większych czy mniejszych. Nie zainteresował się czy trzeba w czymś pomóc. O finansach nie wspomnę. Przecież wszystko robi się samo i jest za darmo. Porażka totalna. Skąd tacy ludzie się biorą to ja nie wiem. Mam nadzieję, że się trochę chociaż przez wakacje ogarnął. Albo chociaż, że zdaje sobie sprawę z tego, że zachował się skandalicznie.
Chociaż nadzieja matką głupich jak mówią...

Jutro idę na wizytę do swojego ortopedy. Dostałam pismo, że mam się stawić na wizytę kwalifikacyjną do leczenia na oddziale czyli na operację wyciągania prętów z kręgosłupa. Wszystko ładnie, pięknie, bo czekam już drugi rok. Tylko oczywiście w ogóle nie pasuje mi teraz termin. Zaczyna się kolejny rok akademicki, a ja sobie nie mogę pozwolić na żadne poślizgi znowu. Idę więc dowiedzieć się co i jak, a potem na tą kwalifikację i się wyjaśni co i jak. Chciałabym żeby się udało jakiś termin na maj albo czerwiec wyznaczyć. Bo to wakacje już będą i jest też szansa że wydobrzeję do wesela na wrzesień czy październik. Wszystko się jakoś tak dziwnie komplikuje.
Przyjaciółka moja w piątek idzie do szpitala. Jakiegoś guza w piersi jej wykryli, a ponieważ mama jej chorowała na nowotwór piersi, babcia też, to jest w grupie ryzyka. Lekarze do końca nie wiedzą co to jest nawet po biopsji. Biedna... Mam nadzieję, że mimo wszystko, wszystko będzie w porządku.

A teraz biorę się do pracy. Mniejszej czy większej.
Miłego dnia :)

4 komentarze:

  1. ale wiesz z tym marnowaniem to chyba nie tak do końca, bo jednak coś robiłaś ;-)
    współlokatora współczuję
    oby Przyjaciółce określili co jest, bo taka niewiadoma jest gorsza niż wiedza nawet ta gorsza

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Devinette,
    Jestem u Ciebie po raz pierwszy, a tu od razu takie stwierdzenia :), bicie się w piersi itp.
    Niestety co do czasu, to ja swego czasu też pracowałam wyłącznie zrywami.
    Dopiero mocne obicie pośladków przez życie doprowadziło do tego, że zaczęłam się bardziej organizować. Ale podobno człowiek czasem musi się nauczyć na własnych błędach.
    A ludzie tak szybko się nie zmieniają, więc może po prostu, żeby się nie denerwować, informuj na bieżąco twojego współlokatora, że trzeba zrobić to czy tamto i że prosisz o wpłatę z jego strony sumy w wysokości: ... pln.
    Bo to raczej taki typ., że sam z siebie na to nie wpadnie, a tak może się uda go trochę naprostować!
    Powodzenia, moją córkę mobilizuję trochę do sprzątania, inaczej też by miała totalny bajzel, przez całe wakacje nie chciało jej się posprzątać :), to chyba przywilej/cecha tego wieku. Miałam podobnie!
    Pozdrawiam Cię serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. wow, to faktycznie dzieje się dużo i niekoniecznie dobrze. Współczuję, że macie takiego współlokatora albo on sam nigdy nie mieszkał albo nigdy na siebie całkowicie nie zarabiał...totalny brak odpowiedzialności. Niestety takich ludzi nie brakuje i to straszne, mieć kogoś takiego za ścianą, takiego pasożyta...

    Co do operacji-co to za pręty? o co chodzi?
    Mam w każdym razie nadzieję, że wszystko potoczy bez komplikacji i wedle Twoich życzeń-współczuję, ja nienawidzę szpitali, samego zapachu...

    Co do koleżanki, współczuję, mam nadzieję, że jednak mimo bycia w grupie ryzyka nic nie wykażą, to jeszcze nic nie znaczy a często robią się takie guzki, które są zupełnie nieszkodliwe ale lepiej to sprawdzić.

    Co do Brodki- też jestem zawiedziona, że jednak nie udało nam się pójść, bo to już chyba jej 5 koncert w Poznaniu i wiecznie coś jest, że nie mogę na niego dotrzeć, a jakby tego wszystkiego było mało, ten był jeszcze za darmo...:(

    Przepis zaczerpnęłam ze strony: http://mojamalakuchnia.blogspot.com/2011/08/cukinia-nadziewana.html
    tylko radze dać sporo przypraw, bo cukinia sama w sobie jet mdła, lepiej smakuje jak jest dobrze podrasowana przyprawami:] ja użyłam mieszanki-zioła prowansalskie, na dwie osoby dałam jedną cebulę, jak w przepisie i 3 ząbki dużego polskiego czosnku...ja używałam małej cukini i na dwie osoby starczy:]
    miłego gotowania! :]

    OdpowiedzUsuń
  4. od tego są wakacje przecież ;)

    OdpowiedzUsuń