Przeziębienie uziemiło mnie na weekend w łóżku. Wlewając w siebie gorącą herbatę oglądałam filmy. Takie, których Pan B. raczej nie chciał by ze mną oglądać. Czyli o szeroko pojętej miłości. Nie, nie... nie komedie romantyczne. (chociaż na koniec Pretty Women sobie nie pożałowałam :)).
Przeczytałam też Wysokie Obcasy calutkie. O modelu rodziny, niestandardowych związkach.
I wiecie do jakich doszłam wniosków?
Bardzo banalnych.
Uświadomiłam sobie, że jest mi dobrze tu i teraz. I nie zamieniłabym tego co mam na nic.
i to najważniejsze Basiu, że jest Ci dobrze tu i teraz :)
OdpowiedzUsuńTo najważniejsze, że tu i teraz, jest Ci dobrze i to z tym człowiekiem :]
OdpowiedzUsuńBardzo pokrzepiający wniosek Devinette :). Ja też dośćo często takie wyciągam ;-). Kuruj się!
OdpowiedzUsuńBardzo piękny wniosek.:) aż kurde się uśmiechnęłam:)
OdpowiedzUsuńNo, i takie wnioski są najlepsze :)
OdpowiedzUsuńSympatyzuję z tym wnioskiem :):)
OdpowiedzUsuńDUŻO ZDROWIA! a pisz zawsze jakie filmy oglądasz bo ja jestem kinomaniak i lubię wiedzieć kto co ogląda i czy mu się podobało :) też mam takie filmy, które oglądam bez Adriana :) buziaki
OdpowiedzUsuńMoja kożelanka szefowa się rozłożyła i zostałem oddelegowany do stolycy... dobrze, że tylko do środy.
OdpowiedzUsuńGrrr ;/ Nienawidzę przeziębienia ;/ Mam nadzieję, że czujesz się już lepiej ;)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że jesteś szczęśliwa :*
To świetnie, żeś szczęśliwa ;)
OdpowiedzUsuńKuruj się!