... i choć temat tego posta pozytywnie nie nastraja, to ja narzekać nie będę.
Szkoda czasu na narzekanie.
Chociaż rzeczywiście jakiś kryzys przedświąteczny mi się załączył. Wkurza mnie to co się dzieje w sklepach i centrach handlowych. Drażnią reklamy w telewizji, gdzie wszyscy jakoś tak super są zadowoleni, bo mają choinkę pięknie przyzdobioną, a w portfelu nową kartę kredytową z choiną czy świeczką. Ale najbardziej to chyba wkurza mnie jak co roku moja sytuacja rodzinna i niepewność gdzie te święta się odbędą i jak będą wyglądały. Różnicą jest to, że kupiliśmy już wszystkie prezenty i unikniemy dzięki temu latania po slepach na ostatnią chwilę. A to bardzo dobrze, bo tego bym nie zniosła.
I ja wiem przecież, że święta, to nie ta cała otoczka. Nie prezenty, choinka czy karta kredytowa. To rodzina, dom o wspólnie spędzony czas. A ja boję się tego czasu wspólnego. Dlaczego? No i to jest bardzo dobre pytanie, na które odpowiedzi nie znam...
Myślicie, że będzie śnieg na święta??? Bo póki co, to za oknem jest naprawdę jakaś czarna dziura (co by dupa nie powiedzieć) pogodowa. Raz ciepło, raz zimno, wieje jak nie powiem co, czasem słońce, czasem deszcz. O co to chodzi do cholery jasnej?
Bardzo miły weekend spędziliśmy z R. u jego rodziców. Objadłam się jak świnia oczywiście, mimo obietnic, że tego nie zrobię. Obiecanki, cacanki. A jak tu się nie obżerać jak świniobicie było i na stole pyszne kiełbasy, kaszanka, smalec, wątrobianka... No jak???
A jak miło byłam zaskoczona imieninami :) Poszliśmy do kościoła, a po powrocie, na stole przy swoim talerzu znajduję kartkę: "Z najlepszymi życzeniami, dla Basi, ...". Ojciec R. chory leżał w łóżku ale o imieninach pamiętał. Miło mi było bardzo :)
Poza tym winko z teściową przed południem, a potem spisywanie tajemnych receptur i przepisów na różnego rodzaju pyszności :) Rewelacja, naprawdę.
Potrzebny był nam taki weekend. R. odpoczął, co widać bardzo. A ja też jakaś taka energiczna bardziej jestem. A to akurat dobrze, bo w robocie zakopana jestem po uszy. Na dodatek w weekend przyjeżdża moja mama, a ja mam kurs florystyczny...
No cóż. Damy radę, bo kto ma dać, jak nie my :)
widzę, że Wasz weekend w podobnym klimacie utrzymany jak nasz, a przynajmniej niedziela :P
OdpowiedzUsuńDziękuję, ja też sobie tego życzę i zwrotnie Tobie :] takie chwile są najcenniejsze:]
Uciekam, bo sama mam dużo pracy :]
ja bardzo potrzebuje odpoczynku.
OdpowiedzUsuńech........ :(
to najlepszego Basiu!
OdpowiedzUsuńJasne, że TY dasz radę :D
OdpowiedzUsuńNajwyżej... najwyżej, no właśnie co?
Ech, fajnie będzie, tym bardziej, że ma rzeczywiście spaść śnieg, a kurs florystyczny brzmi bosko! :D
o rany takie mięsko świeże bym zjadła, ja ogólnie ostatnio to tylko mięso bym jadła
OdpowiedzUsuńmniam mniam
No pogoda faktycznie z dupy a pizga okrutnie, gdyby nie ten wiatr to jeszcze wytrzymać by się dało a tak...
OdpowiedzUsuń