Siedzimy sobie razem w kuchni. Ja zrobiłam sałatkę z brokuła, fety i migdałów i upiekłam piernik. R. przygotowuje brukselkę i będzie grillował polędwiczkę. Posprzątaliśmy mieszkanie, zrobiliśmy zakupy, w lodówce chłodzi się szampan. Spędzamy sylwestra w domu. Sami. Razem.
I oboje jesteśmy z tego powodu bardzo zadowoleni. Dostaliśmy kilka zaproszeń od znajomych. Stwierdziliśmy jednak, że nie mamy ochotę iść tysięczny raz na taką samą imprezę do koleżanki, ani do wynajętego pubu z kolegą i setką nieznanym nam jego znajomych. Nie chcieliśmy też siedzieć przed telewizorem z moim rodzeństwem ani rodzeństwem R. Siedzimy więc w domu. Będziemy grać w gry, rozmawiać, oglądać filmy. Zresztą po co się tłumaczę. Kto powiedział, że sylwestra spędzać trzeba w konkretny sposób? Że nową kieckę trzeba kupić? Makijaż według najnowszych trendów zrobić? I iść w jakieś miejsce nie wiadomo do końca jakie?
W dupie mam sylwestra :)
Nie chce mi się i już.
Ale z okazji Nowego Roku życzę sobie i Wam wszystkim dużo spokoju, radości i spełnienia. Spełnienia siebie i swoich marzeń. Miłości pięknej, prawdziwej i bezinteresownej. Satysfakcji z tego co robicie w życiu i tego co osiągacie. I zdrowia również. I sił. Żeby iść naprzód i uśmiechać się do życia.
sobota, 31 grudnia 2011
poniedziałek, 26 grudnia 2011
140. Święta, święta...
i po świętach.
Jakie były Wasze?
Ja na swoje w tym roku narzekać nie mogę. Przez kilka ostatnich lat moje święta były czymś do czego musiałam się zmuszać. Nie czułam, że nadchodzą. Nie miały dla mnie większego znaczenia. W tym roku na szczęście udało mi się poczuć ich magię. Odpoczęłam bardzo, co było mi potrzebne. Nastroiłam się pozytywnie na nadchodzący czas i mam nadzieję, że życzenia, które dostałam od rodziny i znajomych się spełnią.
Nie spędziłam tego czasu do końca tak jak sobie zaplanowałam. Ale widocznie tak miało być. Miałam bardzo dużo czasu na przemyślenie wielu spraw i poukładanie sobie w głowie wielu kwestii, których nie rozumiałam i nie umiałam ogarnąć. Wiem jak chciałabym żeby wyglądało moje życie i będę do tego dążyć. Małymi kroczkami idąc do przodu osiągnę to co sobie założyłam. Bo wiem, że wiele rzeczy potrafię. Muszę się tylko czasem wysilić i postarać.
Mam zamiar cieszyć się życiem i być szczęśliwa. Kochać i być kochaną. I wierzyć, że życie jest i będzie piękne już zawsze. Czego i Wam życzę!!!
Jakie były Wasze?
Ja na swoje w tym roku narzekać nie mogę. Przez kilka ostatnich lat moje święta były czymś do czego musiałam się zmuszać. Nie czułam, że nadchodzą. Nie miały dla mnie większego znaczenia. W tym roku na szczęście udało mi się poczuć ich magię. Odpoczęłam bardzo, co było mi potrzebne. Nastroiłam się pozytywnie na nadchodzący czas i mam nadzieję, że życzenia, które dostałam od rodziny i znajomych się spełnią.
Nie spędziłam tego czasu do końca tak jak sobie zaplanowałam. Ale widocznie tak miało być. Miałam bardzo dużo czasu na przemyślenie wielu spraw i poukładanie sobie w głowie wielu kwestii, których nie rozumiałam i nie umiałam ogarnąć. Wiem jak chciałabym żeby wyglądało moje życie i będę do tego dążyć. Małymi kroczkami idąc do przodu osiągnę to co sobie założyłam. Bo wiem, że wiele rzeczy potrafię. Muszę się tylko czasem wysilić i postarać.
Mam zamiar cieszyć się życiem i być szczęśliwa. Kochać i być kochaną. I wierzyć, że życie jest i będzie piękne już zawsze. Czego i Wam życzę!!!
poniedziałek, 19 grudnia 2011
139. Nowy tydzień pełen wrażeń!
Oj tak. Czeka mnie tydzień pełen wrażeń i pracy. I chociaż chciałoby się usiąść i ponarzekać na to wszystko co będzie, to się powstrzymam. Po co mi to? Pomóc nie pomoże, tylko siły odbierze i negatywnie do życia nastawi. A tego byśmy nie chcieli.
Poprzedni tydzień minął trochę za szybko. Nie zorganizowałam się tak jak chciałam przez co teraz mam trochę zaległości do nadrobienia. Ze wszystkim jednak dam radę, bo czemu miałabym nie dać?
Weekend spędziliśmy z R. u mnie. W planach mieliśmy oglądanie sal na wesele, ale oczywiście znaleźliśmy tysiąc powodów dla których jednak lepiej będzie to zrobić w innym terminie. Bez sensu trochę, bo skoro i tak przepuściliśmy weekend przez palce to można było coś konstruktywnego zrobić. A my siedzieliśmy nad grami planszowymi z moim rodzeństwem. Polecam Cytadelę. Bardzo fajna gra strategiczna. Nie polecam jednak do tego pić wina domowej roboty, na pół z mamą, bo grozi obniżoną koncentracją i bólem głowy następnego dnia :) Monopol oczywiście też godny polecenia, ale to klasyka. Klasyka nie potrzebuje poleceń. Cieszę się na święta, póki co tylko z powodu gier, w które będziemy grać. Mam nadzieję, że świąteczny nastrój mi się trochę udzieli. Narazie jednak z tym ciężko. Drażni mnie świąteczne szaleństwo dookoła. Tylko dzięki temu, że ludziom odbija ze światełkami i zakupami wiem, że idą święta. Poza tym niestety nic. A szkoda...
Do roboty!!!
Poprzedni tydzień minął trochę za szybko. Nie zorganizowałam się tak jak chciałam przez co teraz mam trochę zaległości do nadrobienia. Ze wszystkim jednak dam radę, bo czemu miałabym nie dać?
Weekend spędziliśmy z R. u mnie. W planach mieliśmy oglądanie sal na wesele, ale oczywiście znaleźliśmy tysiąc powodów dla których jednak lepiej będzie to zrobić w innym terminie. Bez sensu trochę, bo skoro i tak przepuściliśmy weekend przez palce to można było coś konstruktywnego zrobić. A my siedzieliśmy nad grami planszowymi z moim rodzeństwem. Polecam Cytadelę. Bardzo fajna gra strategiczna. Nie polecam jednak do tego pić wina domowej roboty, na pół z mamą, bo grozi obniżoną koncentracją i bólem głowy następnego dnia :) Monopol oczywiście też godny polecenia, ale to klasyka. Klasyka nie potrzebuje poleceń. Cieszę się na święta, póki co tylko z powodu gier, w które będziemy grać. Mam nadzieję, że świąteczny nastrój mi się trochę udzieli. Narazie jednak z tym ciężko. Drażni mnie świąteczne szaleństwo dookoła. Tylko dzięki temu, że ludziom odbija ze światełkami i zakupami wiem, że idą święta. Poza tym niestety nic. A szkoda...
Do roboty!!!
wtorek, 13 grudnia 2011
138. Naukowo i muzycznie...
... dodając do notatek z biotechnologi roślin przeplatanych roślinami ozdobnymi jakąś fajną muzykę, nauka wcale nie jest taka zła.
A ja dziś w tle mam nową płytę Alicji Janosz. Czytałam wiele pochlebnych opinii. Postanowiłam więc sprawdzić.
No i jest jak jest:
I tutaj jeszcze zupełnie inna odsłona:
Widać i słychać różnicę, ale jeszcze nie umiem powiedzieć czy mi się to podoba.
Umiem za to powiedzieć jak przebiega proces embriogenezy somatycznej, jak tworzy się sztuczne nasiona, albo jak wyglądają cebule i bulwy niektórych roślin ozdobnych.
;)
A ja dziś w tle mam nową płytę Alicji Janosz. Czytałam wiele pochlebnych opinii. Postanowiłam więc sprawdzić.
No i jest jak jest:
I tutaj jeszcze zupełnie inna odsłona:
Widać i słychać różnicę, ale jeszcze nie umiem powiedzieć czy mi się to podoba.
Umiem za to powiedzieć jak przebiega proces embriogenezy somatycznej, jak tworzy się sztuczne nasiona, albo jak wyglądają cebule i bulwy niektórych roślin ozdobnych.
;)
poniedziałek, 12 grudnia 2011
137. Popołudniowa kawka...
...w towarzystwErykhi Badu i sobotnich Wysokich Obcasów. Tak, tak, bo coś pozytywnego od życia mi się należy. Zwłaszcza, że zapowiada się naprawdę bardzo intensywny tydzień. W zasadzie dwa tygodnie. Czekam więc na święta z utęsknieniem. Mam nadzieję, że to będzie czas twórczego odpoczynku, kreatywna bezczynność, a nie przewalenie czasu, a potem stawanie na głowie żeby wszystko nadrobić.
Ale to jeszcze dwa tygodnie.
Póki co jest tu i teraz.
A tu i teraz jest dobrze.
Piątek i sobotę spędziłam na kursie florystycznym :) Dostałam certyfikat ukończenia pierwszego stopnia. Już zapisałam się na drugi. Kurs organizowany przez uczelnie. Nie kosztuje zbyt dużo, w porównaniu z innymi tego typu kursami, więc jestem bardzo zadowolona. W domu mam teraz mnóstwo kwiatów, bo wszystko co zrobiliśmy mogliśmy wziąć do domu. Nie bardzo wiem tylko co zrobić z wiązanką pogrzebową :) Trochę się pochwalę: (do ideału im jeszcze daleko, ale jak na pierwsze zetknięcie z taką formą to jestem z siebie zadowolona)
W sobotę wieczorem przyszli znajomi na winko i szarlotkę. Zdarzyło się już kilka razy tak, że zaproszeni nie przyszli, więc teraz się zmartwiłam, jak napisali że przyjdą, a potem się nie zjawili. Napisali jednak, że spóźnią się małe pół godzinki, co w ich słowniku znaczyło 45 minut. No ale przyszli. Wieczór sympatyczny. Poznałam chłopaka M., o ktorym dużo słyszałam, ale nie miałam okazji poznać go osobiśccie. I może lepiej żeby tak zostało, bo chłopak jakiś taki dziwny. Nie mnie jednak oceniać. Może jej odpowiada...
Niedziela natomiast minęła bardzo leniwie. Nie wiem, czy to przez wypite wino, czy po prostu jakieś takie osłabienie i zmęczenie tygodniem nas dopadło, ale oboje z R. przełaziliśmy cały dzień z kąta w kąt. Wybraliśmy się na festiwal sztuki i przedmiotów artystycznych na targi, ale zachwytu w nas to nie wzbudziło. Jak ktoś był po raz pierwszy to może, ale ja byłam już po raz kolejny i zobaczyłam dokładnie te same rzeczy co rok temu i dwa lata temu też. Tak więc trochę jestem zawiedziona.
Obudziła się jednak we mnie dusza artystyczna i postanowiłam wziąć się za robotę. Skończyłam więc w końcu ten szal, który robiłam... już się bałam, że zima minie, a ja go nie skończę, a potem zdjęłam z szafy zapomniany karton z różnego rodzaju rzeczami do przerobienia i mam nadzieję, że ruszę coś w tym tygodniu.
Miłego popołudnia!!!
Ale to jeszcze dwa tygodnie.
Póki co jest tu i teraz.
A tu i teraz jest dobrze.
Piątek i sobotę spędziłam na kursie florystycznym :) Dostałam certyfikat ukończenia pierwszego stopnia. Już zapisałam się na drugi. Kurs organizowany przez uczelnie. Nie kosztuje zbyt dużo, w porównaniu z innymi tego typu kursami, więc jestem bardzo zadowolona. W domu mam teraz mnóstwo kwiatów, bo wszystko co zrobiliśmy mogliśmy wziąć do domu. Nie bardzo wiem tylko co zrobić z wiązanką pogrzebową :) Trochę się pochwalę: (do ideału im jeszcze daleko, ale jak na pierwsze zetknięcie z taką formą to jestem z siebie zadowolona)
Niedziela natomiast minęła bardzo leniwie. Nie wiem, czy to przez wypite wino, czy po prostu jakieś takie osłabienie i zmęczenie tygodniem nas dopadło, ale oboje z R. przełaziliśmy cały dzień z kąta w kąt. Wybraliśmy się na festiwal sztuki i przedmiotów artystycznych na targi, ale zachwytu w nas to nie wzbudziło. Jak ktoś był po raz pierwszy to może, ale ja byłam już po raz kolejny i zobaczyłam dokładnie te same rzeczy co rok temu i dwa lata temu też. Tak więc trochę jestem zawiedziona.
Obudziła się jednak we mnie dusza artystyczna i postanowiłam wziąć się za robotę. Skończyłam więc w końcu ten szal, który robiłam... już się bałam, że zima minie, a ja go nie skończę, a potem zdjęłam z szafy zapomniany karton z różnego rodzaju rzeczami do przerobienia i mam nadzieję, że ruszę coś w tym tygodniu.
Miłego popołudnia!!!
wtorek, 6 grudnia 2011
136. O kryzysie świątecznym, czarnej dziurze pogodowej i kupie roboty...
... i choć temat tego posta pozytywnie nie nastraja, to ja narzekać nie będę.
Szkoda czasu na narzekanie.
Chociaż rzeczywiście jakiś kryzys przedświąteczny mi się załączył. Wkurza mnie to co się dzieje w sklepach i centrach handlowych. Drażnią reklamy w telewizji, gdzie wszyscy jakoś tak super są zadowoleni, bo mają choinkę pięknie przyzdobioną, a w portfelu nową kartę kredytową z choiną czy świeczką. Ale najbardziej to chyba wkurza mnie jak co roku moja sytuacja rodzinna i niepewność gdzie te święta się odbędą i jak będą wyglądały. Różnicą jest to, że kupiliśmy już wszystkie prezenty i unikniemy dzięki temu latania po slepach na ostatnią chwilę. A to bardzo dobrze, bo tego bym nie zniosła.
I ja wiem przecież, że święta, to nie ta cała otoczka. Nie prezenty, choinka czy karta kredytowa. To rodzina, dom o wspólnie spędzony czas. A ja boję się tego czasu wspólnego. Dlaczego? No i to jest bardzo dobre pytanie, na które odpowiedzi nie znam...
Myślicie, że będzie śnieg na święta??? Bo póki co, to za oknem jest naprawdę jakaś czarna dziura (co by dupa nie powiedzieć) pogodowa. Raz ciepło, raz zimno, wieje jak nie powiem co, czasem słońce, czasem deszcz. O co to chodzi do cholery jasnej?
Bardzo miły weekend spędziliśmy z R. u jego rodziców. Objadłam się jak świnia oczywiście, mimo obietnic, że tego nie zrobię. Obiecanki, cacanki. A jak tu się nie obżerać jak świniobicie było i na stole pyszne kiełbasy, kaszanka, smalec, wątrobianka... No jak???
A jak miło byłam zaskoczona imieninami :) Poszliśmy do kościoła, a po powrocie, na stole przy swoim talerzu znajduję kartkę: "Z najlepszymi życzeniami, dla Basi, ...". Ojciec R. chory leżał w łóżku ale o imieninach pamiętał. Miło mi było bardzo :)
Poza tym winko z teściową przed południem, a potem spisywanie tajemnych receptur i przepisów na różnego rodzaju pyszności :) Rewelacja, naprawdę.
Potrzebny był nam taki weekend. R. odpoczął, co widać bardzo. A ja też jakaś taka energiczna bardziej jestem. A to akurat dobrze, bo w robocie zakopana jestem po uszy. Na dodatek w weekend przyjeżdża moja mama, a ja mam kurs florystyczny...
No cóż. Damy radę, bo kto ma dać, jak nie my :)
Szkoda czasu na narzekanie.
Chociaż rzeczywiście jakiś kryzys przedświąteczny mi się załączył. Wkurza mnie to co się dzieje w sklepach i centrach handlowych. Drażnią reklamy w telewizji, gdzie wszyscy jakoś tak super są zadowoleni, bo mają choinkę pięknie przyzdobioną, a w portfelu nową kartę kredytową z choiną czy świeczką. Ale najbardziej to chyba wkurza mnie jak co roku moja sytuacja rodzinna i niepewność gdzie te święta się odbędą i jak będą wyglądały. Różnicą jest to, że kupiliśmy już wszystkie prezenty i unikniemy dzięki temu latania po slepach na ostatnią chwilę. A to bardzo dobrze, bo tego bym nie zniosła.
I ja wiem przecież, że święta, to nie ta cała otoczka. Nie prezenty, choinka czy karta kredytowa. To rodzina, dom o wspólnie spędzony czas. A ja boję się tego czasu wspólnego. Dlaczego? No i to jest bardzo dobre pytanie, na które odpowiedzi nie znam...
Myślicie, że będzie śnieg na święta??? Bo póki co, to za oknem jest naprawdę jakaś czarna dziura (co by dupa nie powiedzieć) pogodowa. Raz ciepło, raz zimno, wieje jak nie powiem co, czasem słońce, czasem deszcz. O co to chodzi do cholery jasnej?
Bardzo miły weekend spędziliśmy z R. u jego rodziców. Objadłam się jak świnia oczywiście, mimo obietnic, że tego nie zrobię. Obiecanki, cacanki. A jak tu się nie obżerać jak świniobicie było i na stole pyszne kiełbasy, kaszanka, smalec, wątrobianka... No jak???
A jak miło byłam zaskoczona imieninami :) Poszliśmy do kościoła, a po powrocie, na stole przy swoim talerzu znajduję kartkę: "Z najlepszymi życzeniami, dla Basi, ...". Ojciec R. chory leżał w łóżku ale o imieninach pamiętał. Miło mi było bardzo :)
Poza tym winko z teściową przed południem, a potem spisywanie tajemnych receptur i przepisów na różnego rodzaju pyszności :) Rewelacja, naprawdę.
Potrzebny był nam taki weekend. R. odpoczął, co widać bardzo. A ja też jakaś taka energiczna bardziej jestem. A to akurat dobrze, bo w robocie zakopana jestem po uszy. Na dodatek w weekend przyjeżdża moja mama, a ja mam kurs florystyczny...
No cóż. Damy radę, bo kto ma dać, jak nie my :)
sobota, 3 grudnia 2011
135.
Coś jest nie tak.
Jest sobota. Weekend. Do zrobienia, owszem, pare rzeczy jest, ale raczej standardowo. Mogłabym pospać trochę, jak każdy normalny człowiek w sobotę, a ja co? Wstałam przed budzikiem, o 6.15.
W sobotę!
A jak w tygodniu mam wstać, to za cholerę mi nie idzie.
Widocznie do grona normalnych ludzi się nie zaliczam. A przynajmniej nie we wszystkich kwestiach.
Zresztą nie narzekam. Nie chciało mi się spać już, to wstałam. I zrobiłam co? Zaprojektowałam kurtyny cieniujące do szklarni :) Bo muszę projekt gospodarstwa zrobić na inżynierię ogrodniczą.
Mam nadzieję, że się nikt nie dowie, że ja w sobotę o 7 rano projektuję szklarnie bo już w ogóle dziwnie na mnie będą patrzeć.
A zresztą, co mnie to obchodzi.
R. zdecydował się jednak na wyjazd do rodziców jego weekendowy. I dobrze, bo ja to się nawet trochę stęskniłam. :) Poza tym nie lubię słuchać potem jak to rzadko przyjeżdżamy i dlaczego tak. Przecież do mnie jeździmy częściej. A to jest w ogóle nie prawda, bo mniej więcej tyle samo.
Najem się znów jak dzika świnia :) I choć brzmi to może średnio fajnie, to taka prawda i powinnam raczej napisać, że się nażrę, ale nie wypada :)
Wiejskie jedzenie. Świeży placek i smalec i mleko :)
Tylko uwaga, nie należy tego mieszać ze sobą w zbyt krótkim odstępie czasowym, bo może to skończyć się nieprzyjemnie.
Zresztą obiecuję sobie, że tym razem zachowam granice przyzwoitości i obżerać się aż tak nie będę, bo zaczynam widzieć efekty moich pieszych spacerów po mieście i aerobiku i nie chciałabym tego zaprzepaścić.
A teraz idę umyć włosy, zaparzyć kawę i siadam do czytania Waszych blogów. Uwielbiam sobotnie poranki :)
Jest sobota. Weekend. Do zrobienia, owszem, pare rzeczy jest, ale raczej standardowo. Mogłabym pospać trochę, jak każdy normalny człowiek w sobotę, a ja co? Wstałam przed budzikiem, o 6.15.
W sobotę!
A jak w tygodniu mam wstać, to za cholerę mi nie idzie.
Widocznie do grona normalnych ludzi się nie zaliczam. A przynajmniej nie we wszystkich kwestiach.
Zresztą nie narzekam. Nie chciało mi się spać już, to wstałam. I zrobiłam co? Zaprojektowałam kurtyny cieniujące do szklarni :) Bo muszę projekt gospodarstwa zrobić na inżynierię ogrodniczą.
Mam nadzieję, że się nikt nie dowie, że ja w sobotę o 7 rano projektuję szklarnie bo już w ogóle dziwnie na mnie będą patrzeć.
A zresztą, co mnie to obchodzi.
R. zdecydował się jednak na wyjazd do rodziców jego weekendowy. I dobrze, bo ja to się nawet trochę stęskniłam. :) Poza tym nie lubię słuchać potem jak to rzadko przyjeżdżamy i dlaczego tak. Przecież do mnie jeździmy częściej. A to jest w ogóle nie prawda, bo mniej więcej tyle samo.
Najem się znów jak dzika świnia :) I choć brzmi to może średnio fajnie, to taka prawda i powinnam raczej napisać, że się nażrę, ale nie wypada :)
Wiejskie jedzenie. Świeży placek i smalec i mleko :)
Tylko uwaga, nie należy tego mieszać ze sobą w zbyt krótkim odstępie czasowym, bo może to skończyć się nieprzyjemnie.
Zresztą obiecuję sobie, że tym razem zachowam granice przyzwoitości i obżerać się aż tak nie będę, bo zaczynam widzieć efekty moich pieszych spacerów po mieście i aerobiku i nie chciałabym tego zaprzepaścić.
A teraz idę umyć włosy, zaparzyć kawę i siadam do czytania Waszych blogów. Uwielbiam sobotnie poranki :)
piątek, 2 grudnia 2011
134. Kura domowa i dziobak w jednym...
Budzik zadzwonił o 6.00 rano. R. wstał bez gadania, co się na ogół nie zdarza ale dziś akurat, jak ja mam wolne i mogłabym pospać, on musiał wstać i spieszyć się do pracy. Cóż... Szkoda tylko, że kawy nie zaparzył. Jak już się zebrał i poszedł to pomyślałam sobie, że może jeszcze chwilkę pośpię. Ale ja już tak mam, że jak się raz obudzę rano, to nie umie zasnąć znowu. Posiedziałam więc jeszcze chwilkę w łóżku i w końcy wstałam.
Wolny dzień.
Więc tak: zrobiłam wielkie pranie (ręczniki, pościel, itd., itp.), posprzątałam mieszkanie, poszłam na zakupy, ugotowałam obiad, wywietrzyłam całe mieszkanie i kupiłam prezenty świąteczne.
Taka sobie kurka domowa. Rasowa bym powiedziała :)
Popołudnie się zrobiło więc się wzięłam trochę za naukę, ale że średnio idzie to to odłożyłam na rzecz gapienia się w serial jakiś tam. Teraz R. zadzwonił, że wraca do domu, więc obiad trzeba podgrzać. Posiedzieć, pogadać, się zrobi wieczór. A malowanie paznokci i czytanie gazetki to kiedy??? :) (o blogach wspominać nie będę).
Myślę, że po obiedzie.
I tak naprawdę to ja lubię takie dni. Jeszcze jak bym je sobie bardziej zorganizowała to mogłyby być jeszcze bardziej owocne. Ale niech już jest jak jest.
Weekend u teściów miał być. Ale R. jak zawsze plany zmienił i cały czas mówi, że jeszcze zobaczymy czy pojedziemy. No więc zobaczymy.
A w programie kulinarnym dziś u mnie zupa krem kalafiorowo-brokułowa z grzankami i faszerowane papryki, z ryżem pieczarkami i serem :)
Wolny dzień.
Więc tak: zrobiłam wielkie pranie (ręczniki, pościel, itd., itp.), posprzątałam mieszkanie, poszłam na zakupy, ugotowałam obiad, wywietrzyłam całe mieszkanie i kupiłam prezenty świąteczne.
Taka sobie kurka domowa. Rasowa bym powiedziała :)
Popołudnie się zrobiło więc się wzięłam trochę za naukę, ale że średnio idzie to to odłożyłam na rzecz gapienia się w serial jakiś tam. Teraz R. zadzwonił, że wraca do domu, więc obiad trzeba podgrzać. Posiedzieć, pogadać, się zrobi wieczór. A malowanie paznokci i czytanie gazetki to kiedy??? :) (o blogach wspominać nie będę).
Myślę, że po obiedzie.
I tak naprawdę to ja lubię takie dni. Jeszcze jak bym je sobie bardziej zorganizowała to mogłyby być jeszcze bardziej owocne. Ale niech już jest jak jest.
Weekend u teściów miał być. Ale R. jak zawsze plany zmienił i cały czas mówi, że jeszcze zobaczymy czy pojedziemy. No więc zobaczymy.
A w programie kulinarnym dziś u mnie zupa krem kalafiorowo-brokułowa z grzankami i faszerowane papryki, z ryżem pieczarkami i serem :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)