sobota, 27 lipca 2013

318. Boring!

Zastanawiam się już chyba od tygodnia o czym napisać, żeby się znów nie powtarzać i nie marudzić na pracę, remont czy temperaturę za oknem. Niestety nic nie przychodzi mi do głowy. Bo jak tu myśleć o czymś innym jak do zrobienia ciągle tyle mi zostało. Z malowaniem jestem w czarnej d***e. Jak już zmobilizowałam Pana B. co by się wziął i skończył to się okazało, że farb używać można w temp. 5-30 st. Co tam - myślę sobie. Dwa stopnie w jedną czy w drugą różnicy nie zrobią. Okazuje się, że jednak robią. Nie dość, że na ścianach zostają okropne smugi, to jeszcze farba odchodzi razem ze ścianą. Porażka...
Szukam też kołdry dużej i lekkiej co byśmy z Panem B. bez zbędnych walk mogli spać spokojnie pod jedną. Nie jest to jednak tak proste jakby się mogło wydawać. Bo kołder oczywiście od groma jeszcze trochę, ale jaką wybrać? Z wsadem naturalnym czy syntetycznym. A jaka klasa ciepła? A jeśli syntetyczna to z czego? A pikowana czy nie? A idźcie w cholerę :) A ceny!!! Masakra. No i jeszcze pościel, ale taka co by mi jeszcze na chleb i rachunki starczyło po jej zakupie. Przerosło mnie to. Tak samo jak wybór rolet. Chciałabym bambusowe. I niedrogie oczywiście. Bo znalazłam idealne takie jak potrzebuję, ale za 350 zł na jedno małe okno, więc raczej sobie daruję.
A może Wy macie jakieś sprawdzone kołdry i pościele i miejsca gdzie można je kupić? Każda pomoc mile widziana :)
Zadowolona jestem mimo wszystko z dzisiejszego dnia :) Sobotni obiad jak na obiad sobotni przystało - schabowy, fasolka, bób i kompot z rabarbaru. A na deser lody ananasowe domowej roboty :) Mmmm... Żebym jeszcze miała kuchnię :) Ale co tam. Ja się jednak szybko przystosowuję do nowych sytuacji.
Mam nadzieję, że to wszystko już niedługo naprawdę się skończy i po powrocie z pracy będę mogła spokojnie ugotować obiad, a potem usiąść sobie do bloga i zniknąć na dłuższą chwilę w tym świecie.
Miłego weekendu :)

wtorek, 23 lipca 2013

317. I'm fine!


Byłam na tym koncercie :) Stałam przy samej barierce. Darłam się niesamowicie i czułam się fantastycznie. Mało jest rzeczy, które tak pozytywnie na mnie działają. A ten koncert był rewelacyjny :)

środa, 17 lipca 2013

316. Dość już!

Nie wystarczyło sił, cierpliwości, chęci i czasu. Nadal żyję w kartonach i torbach. Niestety. Nie ma się jednak co dziwić. Organizm odmówił posłuszeństwa. Tak po prostu. Zmęczył się i ma dość.
Nic dziwnego. Niewiele osób w ciągu miesiąca znajduje, kupuje i remontuje mieszkanie. Na dodatek się do niego przeprowadza. I jeszcze znajduje prace, zalicza sesje i opiekuje się mężem, który niestety znów wystawił sobie bark. Nie mam już sił. A mieszkanie rozgrzebane. Trudno. Musimy odpocząć. Oboje z Panem B. Tak więc w ten weekend zamykamy drzwi i wyjeżdżamy. Jeszcze do końca nie wiem gdzie. Tak po prostu. Odpocząć. I co z tego, że wszystko tu rozgrzebane. Im więcej staramy się zrobić tym gorzej wszystko wychodzi, a na odpierdal nie ma sensu, bo po co za chwilę znów rozgrzebywać.


sobota, 6 lipca 2013

315. Mobilizacja

Przy odrobinie mobilizacji sił, energii i zapału, może okazać się, że to ostatni weekend w tym wszechogarniającym bałaganie, kartonach i kurzu. Mam nadzieję, że dam radę.

środa, 3 lipca 2013

314. Oblewanie ...

... albo raczej zalewanie.
W poniedziałek minął miesiąc od naszej przeprowadzki do nowego mieszkania. Miałam w planach jakąś kolację i winko żeby to uczcić (każda okazja jest przecież dobra). Siedząc w pracy wymyślałam co tu dobrego przygotować, a tu nagle telefon z administracji. Dostali zgłoszenie od sąsiadki z dołu, że jest zalewana. Mamy jak najszybciej wrócić do domu. No to dzwonię do Pana B. bo on bliżej ma do domu żeby pojechał. W między czasie znów telefon. Od sąsiadki właśnie. Że tak to jest jak młodzi ludzie robią remont. Że remontu się pilnuje, a nie wychodzi na całe dnie nie wiadomo gdzie. "A tak w ogóle, to gdzie Pani teraz jest" - ona do mnie. Na co ja, że w pracy i ją zatkało.
Pan B. w między czasie dotarł na miejsce. Okazało się, że to nie my zalewamy sąsiadkę, a sami jesteśmy zalewani przez sąsiada z czwartego piętra. Jakieś zawory, które miały się zamknąć, się nie zamknęły i facet zalał cztery piętra. Na szczęście nie jakoś bardzo poważnie. No i plus jednak, że nie zdążyliśmy pomalować pokoi :)
Tak więc zamiast oblewania mieliśmy zalewanie. Jakiś pech nad nami ostatnio, ale co zrobić. Musi tak być widocznie żeby potem było dobrze. Chociaż muszę przyznać, że męczą mnie takie stresujące sytuacje bardzo. Mój organizm ma dość takiego intensywnego życia. Marzy mi się odpoczynek...