piątek, 22 lipca 2011

85.

Chciałabym wiele rzeczy. Myślałam dziś o tym bardzo dużo. Póki co jednak, mam tydzień wakacji w górach i zamierzam się tak bawić, odpocząć, naładować baterie, wrócić i wziąć się ostro do roboty.

Do zobaczenia za tydzień :)

czwartek, 21 lipca 2011

84.

Dzisiejszy poranek sponsoruje deszcz za oknem, zielona herbata z cytryną i odcinek Ally McBeal :) Mimo szarości i nieprzyjemnej pogody za oknem staram się myśleć pozytywnie i tak też nastawiać do życia.
Nie mam powodów do narzekań. Cały czas wmawiam R., że nie powinien martwić się tym czego nie ma, a cieszyć z tego co jest tu i teraz. I sama chyba o tym trochę zapomniałam.
Tak więc uśmiecham się do siebie i do dzisiejszego dnia, idę zaparzyć kawę i wykorzystując ostatnie wolne chwile (po tygodniu w górach będę miała dwutygodniowe praktyki w firmie ogrodniczej:)) na czytanie książki, słuchanie muzyki, no i muszę w końcu zrobić porządek z kartonami pełnymi koralików i innych dupereli.
To będzie dobry dzień :)

środa, 20 lipca 2011

83.

Pora deszczowa to jest czy co? Obrzydliwe, szare, lepkie chmury wiszą w powietrzu. Pieruńsko duszno, powietrze stoi i wszystko czeka nie wiadomo na co.
Trochę jak ja. Tyle, że u mnie dochodzi jeszcze kryzys kury domowej. :(

wtorek, 12 lipca 2011

82.

Cieszę się latem :) Jest to zajęcie jednak dość niebezpieczne. Wybrałam się dzisiaj z koleżanką na drugie śniadanie nad warte (no i na ploty oczywiście). Jakoś tak głupie kretynki tylko nie pomyślałyśmy, że w samo południe nad rzeką może nam nieco przygrzać słońce. No i skończyło się poparzonymi ramionami i dekoltem. Co zrobić...

poniedziałek, 11 lipca 2011

81.

Ogłaszam wszem i wobec - wszelkie małe i duże remonty zostały zakończone, mieszkanie jest przystosowane do zamieszkania, mamy już internet i jesteśmy tu szczęśliwi.
Uff...Zostały mi firanki do obszycia i powieszenia i będzie ok. Na dodatek zaraz się za to zabieram, bo miałam pojechać na zakupy, ale zaczęło lać właśnie więc to żadna frajda. Poczekam aż przestanie.

Zakładanie internetu trochę trwało i spowodowało włączenie alarmu, który ponoć od ładnych paru lat jest nieaktywny :) Wszystko przez to, że internet w tym domu przedstawia się tak:

Na szczęście udało się spośród czterech gniazdek telefonicznych znaleźć odpowiednie, a potem po dwóch godzinach skonfigurować neta. Wszystko działa. Kontakt ze światem przywrócony :) Choć jak już pisałam, wcale mi tego jakoś bardzo nie brakowało.

Z pracą idzie średnio. Szukam intensywnie. Wysyłam CV jedno za drugim. Niestety póki co nikt się do mnie nie odezwał. Nie poddaje się jednak. Szukam dalej. W najgorszym wypadku pójdę na okres wakacji pracować w call center jakimś, albo będę się opiekować dziećmi - jak wcześniej.

Postanowiłam do wszystkiego podejść ze spokojem. Wystarczy, że R. ma teraz trudny okres. Ja nie muszę :) Wierzę, że wszystko ułoży się dobrze, no bo czemu niby nie ma.

Przeczytałam niesamowitą książkę. W zasadzie tylko jej pierwszą część na razie. Polecam wszystkim, którzy lubią książki z gatunku ciężkich i schizowych. Dla mnie mistrzostwo. Nie wiem jaki trzeba mieć łeb żeby połapać się w pisaniu tak zagmatwanych historii. Całość ma trzy tomy. Za drugi zabieram się zaraz, bo raczej nie zanosi się żeby przestało padać. Na trzecią niestety trzeba czekać do listopada.
Gazetę wyborczą też polubiłam. Do tej pory kupowałam ją co sobotę ze względu na wysokie obcasy. Czytałam tylko dodatek, resztę nietkniętą wyrzucałam do kosza. Wczoraj jednak usiadłam do niej na chwilkę i bardzo się wciągnęłam. Ja o świecie politycznym pojęcia nie mam. A i wiele wiadomości ogólnych krajowych i światowych mam niesamowite zaległości. Tak więc biorę się za ich nadrabianie.

Muzyka na dziś:
 

sobota, 9 lipca 2011

80.

Do internetu w domu już mi coraz bliżej niż dalej. Mamy wszystko co potrzeba, tylko z czterech gniazdek, które mamy w domu musimy wybrać jedno - to właściwe. Szafki w kuchni wiszą, łazienka pomalowana, najlepszymi przyjaciółmi ostatnich dwóch dni - silikon i gips. Ale przynajmniej mamy gdzie mieszkać przez następny rok a może i dłużej.

A ja póki co przyjechałam do domu na jeden dzień odpocząć od kurzu, gipsu i silikonu. I idzie mi całkiem nieźle muszę przyznać. Wyspałam się, odpoczęłam troszkę, Teraz wybiorę się z mamą po firanki, potem do fryzjera, a po obiedzie wrócę do Poznania. I mam nadzieję, że dzisiejszy wieczór spędzę już nadrabiając zaległości blogowe wszystkie :)

A tymczasem życzę wszystkim miłej, ciepłej soboty :)

sobota, 2 lipca 2011

79.

W KFC mają całkiem dobrą kawę. Choć drogą jak na kogoś kto jest studentem bez pracy, na dodatek w trakcie przeprowadzki. Ale czego się nie robi dla chociaż chwilki w internecie :)  Żarcik oczywiście. Powiem Wam, że brak internetu w ogóle mi nie doskwiera. Przypuszczalnie to właśnie dzięki temu przeprowadzka i drobne remonty przebiegły tak szybko i dobijamy z R. powoli do końca.

Mieszkanie jest super :) Duże, czyste i ciche, choć w samym centrum Poznania. Pierwszego dnia sprzątania otworzyłam okne i usłyszałam ptaki. Długo się zastanawiałam w ogóle o co chodzi. Czy to może dzwonek telefonu albo domofonu? Albo sąsiedzi z góry jakichś płyt z odgłosami słuchają? :) A tu nie. To najprawdziwsze ptaki, na najprawdziwszych drzewach. Cudowne to. I w nocy możemy spać z otwartymi oknami. Nie dusimy się i wysypiamy. Z tego cieszę się chyba najbardziej.

Właściciel udostępnił nam mieszkanie szybko bardzo. Niestety musimy włożyć w nie bardzo dużo pracy i niestety trochę pieniędzy jeszcze, na drobne prace remontowe jak malowanie korytarza, przywieszanie szafek, oklejanie wanny i inne takie. Ale będziemy mieli pięknie :)

Jest jakaś karta klienta w Praktikerze? To ja poproszę. Jestem tu już trzeci raz w ten weekend :) Wczoraj kupowałam rurki do prysznica i wiertła do wiertarki. Dziś przyjechałam po kratkę wywietrznikową, farbę i silikon. Co będzie jutro jeszcze zobaczymy :)

Internet w domu kiedy będzie to nie wiem. Mam nadzieję, że niedługo, bo zrujnuję się finansowo w KFC. Na dodatek albo przytyję, albo wątrobę kawą zniszczę :)