poniedziałek, 31 października 2011

122.

Czy to bardzo dziwne jest, że w dzień wolny lubię sobie wcześnie wstać?
Na przykład dzisiaj. Obudziłam się już o 6.00 ale zmusiłam się żeby poleżeć w łóżku do 7.00. Dłużej już nie dałam rady. A teraz jest dopiero 9.30 a ja mam wrażenie jakby już połowa dnia mijała. Pare rzeczy mam już zrobionych, a przed sobą jeszcze wiele. Do tego dużo czasu :) Cieszy mnie to bardzo.

Weekend minął w zasadzie miło. Aczkolwiek momentami był męczący. Są ludzie, którzy potrafią zagłaskać na śmierć. Są przesadnie mili i gościnni. Wszystko zrobią żeby ich goście czuli się dobrze. A jak już czują się dobrze, to zrobią więcej żeby czuli się jeszcze lepiej. A jak jest im lepiej, to oni jeszcze bardziej się starają żeby było jeszcze lepiej. Dochodzi do momentu, w którym już lepiej być nie może, ale musi, bo oni chcą żeby było i wszystko się psuje. Goście są przytłoczeni gościnnością i zaczynają czuć się źle, a gospodarz jest zrezygnowany, bo goście nie czują się dobrze. Tak właśnie zachowuje się czasem R. siostra. Co mnie często denerwuje. I to też miało miejsce w ten weekend. Mieliśmy u niej spędzić dzień, a wieczorem pojechać do R. rodziców. Plany uległy jednak zmianie i zostaliśmy na noc. To jeszcze było ok. Ale następnego dnia udało jej się przedobrzyć. I to bardzo szybko. Pojechaliśmy do kościoła, potem do rodziców i jakoś rozeszło się po kościach. Na szczęście.
No nie lubię czegoś takiego. Tak jak nie lubię jak ktoś narzuca mi swoje zdanie. I tu wychodzą różnice w naszym wychowaniu. R i jego siostra uważają, że niezależnie od sytuacji zawsze trzeba się dostosować i robić dobrą minę do złej gry. A ja uważam, że nie musi tak być. Jeśli coś mi się nie podoba albo nie pasuje to o tym mówię. Nie zmuszam się do rzeczy, na które nie mam ochoty. Na szczęście R. trochę zaczyna się uwalniać z takiego poczucia.

W każdym razie weekend trwa. A ja się nim rozkoszuję słuchając muzyki, pijąc kawę i odpoczywając.

sobota, 29 października 2011

121. Nareszcie...!!!

Na taki weekendowo-blogowy poranek czekam już od dawna. Udało się nareszcie :)
Szlafrok, kawka, (i skrzypiące chyba od dźwigania ciężaru R. krzesło w kuchni) i cisza :) Chwilowa niestety tylko. Ale zawsze...

... i w zasadzie nie wiem o czym w tej ciszy napisać. Mogłabym jak zawsze pomarudzić. Ale to już nawet mnie znudziło. Poza tym, oprócz zimna na dworze, krótkich dni i ciągłego braku czasu, co jest wynikiem mojego niezorganizowania, nie mam na co narzekać.

Na uczelni wszystko układa się bardzo dobrze. Przeniesienie do innej grupy było zdecydowanie jednym z najlepszych moich pomysłów :) Okazuje się, że jednak nie wszyscy są negatywnie nastawieni do świata, nie wszyscy budują toksyczne związki pomiędzy sobą i nie wszyscy się nawzajem obgadują za plecami. A to dobrze, bo zaczynałam tracić wiarę w ludzi ...
Hehe... no właśnie. Dostałam zaproszenie na imprezę urodzinową do koleżanki z grupy. Skończyła właśnie 21 lat :) i o niczym innym nie mówi jak o emeryturze, wnukach i domach starców. A ja co mam powiedzieć? Za chwilę mam 25!!!
Zastanawiam się czy na tą imprezę iść. Jakoś tak nie do końca swobodnie się z nimi czuję. Zdaję sobie sprawę, że oni pewnie też. Tylko, że to ja jestem nową osobą wchodzącą w grono znajomych. Oni się już znają od I roku. A ja dołączyłam dopiero teraz, na III. Przyjęli mnie bardzo dobrze, ale ja zawsze mam problemy z nowymi ludźmi. Co przypuszczalnie jest absurdalne, bo jak widać - nie powinnam. Więc chyba pójdę... Już któryś raz mnie gdzieś tam zapraszają. Grożą nawet, że jak się nie pojawię to zostanę wykluczona z grona zapraszanych...
To wszystko w ogóle dla mnie trochę śmieszne jest. Ja - 25 letnia kobieta po przejściach życiowych zadająca się z 4 lata młodszymi dziewczynami o zupełnie innym podejściu do życia. Hmm... Ale mi dobrze w takim układzie. Powinnam się tym martwić?

Co tam jeszcze... Współlokator... Śniło mi się ostatnio, że próbuję z nim porozmawiać a on wyzywa mnie i moją siostrę od grubych świń i innych takich. Chciałam mu przywalić, ale się obudziłam. Myślę, że to znak. Czas skończyć gadanie o rozmowie i naprawdę z nim porozmawiać. Atmosfera w mieszkaniu dziwna. A po co mi to :) Tylko się boję, że nie opanuję się na tyle żeby to była spokojna rozmowa. Za dużo się we mnie zebrało. A z drugiej strony, do cholery jasnej, jesteśmy dorosłymi osobami, które mogą sobie powiedzieć co mają do powiedzenia.

I tu też pojawia się kolejny mój problem, który u siebie zauważyłam. Ja za bardzo chcę być miła dla wszystkich dookoła. Nie chcę nikogo zawieść, nie chcę odmówić, często kosztem swoim. Albo R. Zwłaszcza w relacjach z moją najbliższą rodziną.
Jesteśmy za bardzo zżyci z moim rodzeństwem. Absurd. Ale tak jest. Był taki okres gdzie tego potrzebowaliśmy, ale teraz (8 lat później) czas najwyższy się rozejść. Co nie znaczy przecież, że mamy zerwać ze sobą kontakt całkowicie. Ograniczyć trochę... Niestety jest to nie możliwe. Wszyscy wszystko chcą wiedzieć, skomentować, poradzić, co nie zawsze jest dobre przecież...
Na przykład  sytuacja z moją siostrą. Najpierw mnie wkurzyła, potem rozśmieszyła. Bo w takiej skali to jeszcze jest nieszkodliwe, ale to się nasila.
Rozmawiamy przez telefon:
siostra: Słuchaj, a Ty przyjeżdżasz na weekend sama czy z R.?
ja: Jeszcze nie wiem. Może z R., bo przejechalibyśmy się obejrzeć sale na wesele w sobotę.
siostra (bardzo przejęta):  Aha... ale w sobote... ja się z koleżanką umówiłam przed południem i na obiad i nie będę mogła jechać. No ale dobra, to najwyżej ja nie pojadę...
ja: no najwyżej nie pojedziesz...
zmiana tematu.
Przecież nikt jej nie prosił o to żeby jechała. Zresztą nawet do głowy mi nie przyszło żeby ją poprosić. Chciałam z R. pojechać sama. A dla niej oczywiste było, że jedziemy wszyscy, ja, R., ona, brat i mama najlepiej tylko, że ona gdzieś jechała. I w porządku, bo zaczęłam się z tego śmiać, bo brzmiało to uroczo bardzo. Tylko, że to się rozwija.
I najgorsze, że każda próba odejśćia trochę od rodzeństwa, zwiększenie dystansu kończy się nie zbyt dobrze. Wszyscy myślą, że coś się dzieje i próbuję to ukryć, albo słyszę, że nie włączam się w ogóle w życie rodzinne, tylko siedzę z R., a nie powinno tak być.
A ja właśnie uważam, że powinno. Bo to R. będzie teraz moją rodziną. Oni też oczywiście, ale trochę dalej. I nie będę za to przepraszać.

A teraz (rozpisałam się trochę, ale lepiej mi jak to z siebie wyrzuciłam) zbieram się, bo jedziemy do R., siostry, a potem rodziców. Weekend w drodze więc spędzam, ale nawet mi to jakoś bardzo nie przeszkadza. W domu i tak za dużo nie robię jak już spędzam tam weekend, więc podróże dobrze mi zrobią :)

Miłego długiego weekendu!!!

środa, 19 października 2011

120.

Brak organizacji... Ale nie będę o tym pisać, bo marudzenie w moim wykonaniu już jest nudne. Dużo zajęć mam, ale kto nie ma. Mało czasu mam, ale kto ma więcej. Zmęczona jestem często, ale kto nie jest. Więc nie narzekam.
(... to o czym tu pisać?) :)

Kawowo-blogowy poranek :) Cudownie. Zajęcia mam dopiero na 11.30 więc mogę się jeszcze poobijać trochę w łóżku. Lubię to bardzo - jak już wiele razy mówiłam zresztą.
Właśnie... szukam ładnych filiżanek. R. oczywiście wybija mi to z głowy. Bo po co mi to, przecież nie są potrzebne, szkoda pieniędzy itd.,itp. A mi się marzą. Tylko właśnie nie wiem jakie...
Odpada Ikea, bo nie chce mi się jechać, poza tym są oklepane i wszyscy już takie mają. Ale w innych sklepach jeszcze na nic ładnego nie trafiłam. Szukam więc...
Aaa... a mówiłam już, że zaczęłam sezon druciany? :) Robię sobie komin na drutach. Do płaszcza jesiennego miał być, ale pogoda robi się na płaszcz zimowy więc będzie do zimowego :)
I może wystarczy blubrania...

Miłego dnia :)

poniedziałek, 17 października 2011

119. Trzy lata, wycieczka i malowanie paznokci :)

Jakieś dziwne pozytywne podejście do życia mam dziś :)

Wczoraj minęły nam trzy wspólne lata z R. Trzy najwpanialsze lata mojego życia. Najszczęśliwsze i najpiękniejsze. Mam nadzieję, że będzie ich dużo więcej :) Z nikim nie czułam  się tak dobrze jak z R. Bezpiecznie bardzo. Jestem pewna, że jestem we właściwym miejscu, we właściwym czasie i z właściwą osobą. I bardzo chciałabym żeby to uczucie trwało już zawsze.

Wybraliśmy się na wycieczkę. W termosie mieliśmy herbatę z rumem. W plecaku kanapki, wafelki, ciastka z rodzynkami, jabłka, banany... Wszystko co potrzebne na wycieczce. Wsiedliśmy do autobusu i pojechaliśmy do Rogalinka. Spędziłam tam bardzo dużo swojego dzieciństwa. Mam wiele wspomnień z tym miejscem związanych, choć od dawna już tam nie jeździmy. Wymyśliliśmy sobie, że wyjazd za miasto będzie dobrym pomysłem na spędzenie naszego dnia. Nie chcieliśmy siedzieć w mieście. Ile można oglądać filmy? Albo chodzić po Starym Rynku?
Piękna była nasza wycieczka. Wysiedliśmy w Rogalinku. Pokazałam R. wieś. Miejsce gdzie mieszkała babcia z wujkiem, kościół, rzekę... Potem, poszliśmy ścieżką rowerową przez łąki do Rogalina. Jak się okazało na miejscu R. jeszcze nigdy nie był w pałacu Raczyńskich w związku z czym, choć szału niestety nie robi, zwiedziliśmy pałac. Robiliśmy sobie przerwy na ławeczkach grzejąc się w słońcu (i jedząc zapasy, których starczyło by dla całej armii :)). Wróciliśmy potem do Rogalinka skąd autobusem przyjechaliśmy z powrotem do Poznania.
Świeże powietrze nas zabiło. I ruch, którego za dużo nie mamy ostatnio nie licząc wędrówek na uczelnię.Poszłam spać przed 22.00 i spałam jak dziecko. Choć dziś rano bardzo bolał mnie kręgosłup. Zastanawiam się czemu? Może od spaceru... W każdym razie ten dzień bardzo się udał. Tak myślę przynajmniej.
Kilka zdjęć poniżej:














A dziś pozytywnie nastawiam się na przyszły tydzień. Miałam iść na aerobic, ale nie chce mi się trochę. Obiecuję jednak, że odrobię w tym tygodniu swój zamiar. Pójdę jutro i w środę albo w czwartek. A w przyszłym tygodniu kupuję karnet (jak tylko na konto wpłyną pieniądze). Tymczasem uczę się o pomidorach i maluję paznokcie :) A co...
Milego tygodnia :)

sobota, 15 października 2011

118. ...

Przed chwilą w kuchni przy zmywaniu poobiednim i robieniu kawy popołudniowo-wieczornej układałam sobie w głowie mniej więcej co chcę tu napisać.
Miało być radośnie, ładnie i lekko. Jutro mijają nam 3 wspólne lata z R. Trzy najwspanialsze lata mojego życia. Najszczęśliwsze. Najtrudniejsze chyba też. Ale piękne...
Miało być też o wycieczce, którą zaplanowaliśmy sobie na jutro. Chcemy się wybrać za miasto. Do Rogalina i Rogalinka. Miejsce piękne, wspomnień dużo, bo kiedyś bywałam tam bardzo często - wujek był tam księdzem swego czasu. Chcemy wykorzystać pogodę i spędzić wspólnie dzień z dala od wszystkiego.
Miało być o wspólnym sprzataniu, które mnie cieszy jakby to było niewiadomo co...

... ale zadzwoniła siostra. Mama wczoraj wróciła z tygodniowego urlopu w Hiszpani. Dzis pojechała odwiedzić babcię, która jest na turnusie rehabilitacyjnym po operacji biodra (jak zawsze niezadowolona). Po wizycie mama zadzwoniła do swojego brata (z którym nie rozmawiają od ładnych paru lat, bo się chłop dumą uniósł) co by ustalić jak dalej będzie wyglądała opieka nad babcią (bo niestety babcia tego wymaga, nie 24 godz na dobe, ale dużo będzie do zrobienia). Jak to się skończyło? Krzykami, rzucaniem słuchawką i palącym papierosy z nerwów młodszym bratem. Mój dobry humor i uśmiech zostały trochę przyćmione.
Tak to właśnie jest z rodziną...

czwartek, 13 października 2011

117. ZALEGŁOŚCI!!!

Jedne poganiają drugie. Zamiast się zmniejszać, raczej się powiększają. Zwłaszcza te blogowe - niestety. Nie mam czasu. Albo nie umiem sobie go zorganizować. Zajęcia od rana do wieczora. Wychodzę z domu o 7.00 i wracam o 19.00 albo 20.00. Żebym jeszcze jakieś okienka miała wielkie, ale nie. Najwyżej godzinka, maks dwie. A w domu? Współlokator, który się wprowadził i mieszkanie nasze traktuje jak hotel, za który płaci więc wymaga. No i R. z ciągle chorym i unieruchomionym barkiem za dużo pomóc mi nie może. Muszę więc wszystko jakoś ogarnąć, robi się późno i padam na pysk. A gdzie czas dla siebie? Przyjemności jakieś? No średnio. Chyba, że kroplówkę z kofeiną będę przy sobie nosić. Albo jakieś inne dopalacze, co by mi się oczy o 22.30 nie zamykały.

Może macie jakieś sprawdzone na to sposoby? Byle skuteczne...


Wiele razy się za pisanie zabierałam. W telefonie mam mnóstwo notatek do wstawienia na bloga. Niestety jak już się w końcu dorwałam do komputera i mam względnie święty spokój (mam okienko między zajęciami właśnie) to po przeczytaniu tych notatek okazało się, że wiele z nich nie ma już takiego sensu jaki miały wcześniej i jednak nie będę ich tu wrzucać. Czego żałuję, ale co zrobić?
Mam nadzieję, że uda mi się dzisiejszy wieczór spędzić z kubkiem kakao i blogami. Bo tęsknię za tym bardzo.

wtorek, 4 października 2011

116. Kolejny tydzień

Chciałam zacząć tydzień od przyjemności. Dlatego wczoraj rano poszłam na umówioną wcześniej wizytę u fryzjera wykupioną przez groupona. Nigdy wcześniej tam nie byłam. Nie wiedziałam do kogo idę, ani co będę tam robić. W  ofercie groupona zawarte było farbowanie, regeneracja, stylizacja i strzyżenie. Całość kosztowała 69 zł zamiast 170 zł. Skusiłam się ze względu na farbowanie. I to faktycznie wyszło całkiem dobrze. Reszta... No średnio. Zestresowana młoda dziewczyna, która w ramach stylizacji podcięła mi końcówki. Na dodatek średnio dobrze. Na dodatek nie ułożyła włosów, ledwie je wysuszyła... no nie podobało mi się to wszystko. Na dodatek nie umiałam jej powiedzieć, że nie jestem jakoś bardzo zadowolona. Nie chciałam sprawiać jej przykrości. Ale nie poszło jej za dobrze i raczej nie wrócę już do niej.
Po wszystkim poszłam jeszcze do kosmetyczki zrobić sobie brwi. Tam przemiła pani mówiła do mnie skarbie co wkurzyło mnie już na samym początku. Ale potraktowałam to jako zabawę i w sumie tydzień zaczął się naprawdę synpatycznie.

Jednak początek początkiem. Co dalej? Dalej pojawiło się moje rodzeństwo z zachcianką wyjazdu do D. siostry R., która zapraszała nas wszystkich już wielokrotnie. Oni jakoś nigdy nie mieli ochoty więc nie jechaliśmy. Zazwyczaj tylko dlatego że im się nie chciało. Tym razem mi się nie chce. Cztery ostatnie weekendy latałam tam i z powrotem z Poznania do domu, z domu do Poznania bo ciągle było coś do zrobienia. Weekendy, które oboje mamy z R. wolne spędzaliśmy osobno, bo ja miałam coś do zrobienia w domu - a to babcia, a to rodzeństwo. Po prostu nie chce mi się jechać do D. zwłaszcza, że widziałyśmy się w ten weekend. Niestety mój argument, że mi się nie chce i chcę spędzić trochę czasu z R. w ogóle nie przekonuje mojego rodzeństwa przez co teraz są na mnie obrażeni. Ja jednak postanowiłam być twarda w tej kwestii i postawić na swoim tym razem. Mogą przecież jechać sami. Chociaż jest mi przykro, że tak to się wszystko układa. Jak oni nie mają ochoty na coś, to wszystko jest ok. Nie muszą się wysilać i nic robić. Jak ja nie mam to już jest gorzej. Bo przecież powinnam się dostosować.
Oj nie. Nie dam się :)

I nie dam sobie zepsuć tygodnia. To będzie dobry tydzień.
Czego i Wam życzę :)