piątek, 29 czerwca 2012

191. Paw nie domowy...

Rozmawiam z "przyjacielem":
On: Co to był wczoraj za humor?
Ja: Aaa... nic takiego, zwyczajna babska chandra. Już przeszło...
On: Czyli co?
Ja: No nic... że gruba, że brzydka, że kura domowa...
On: Przestań... Jesteś piękna, szczupła i jesteś pawiem nie domowym.
Ja: :)

No i chandra przeszła. Dziękuję :)
Dzień należy do mnie. Tylko i wyłącznie. A co se nie mam, jak se mogę :)
Szkoda, że Niemcy wczoraj przegrali.

Tańczę sobie :)


wtorek, 26 czerwca 2012

190. Million thoughts...

Wieczorna kawa to nie zawsze jest dobry pomysł. Dziś wyjątkowo nie był. Chciałam przestać pierwszą jesienną chandrę tego lata ale chyba nic z tego nie wyjdzie.
Zabunkrowałam się więc w łóżku z komputerem i tak przewalam się z jednego internetowego kąta w drugi. (jakbym cały dzień robiła coś innego...)
Czytam, przeglądam, myślę, wyciągam wnioski. Postanawiam, żeby potem z postanowień się wykręcić. Planuję, po to żeby plany zmienić. Chcę i nie chcę jednocześnie.



I tak sobie słucham.
I się zastanawiam czy bym chciała cofnąć czas? 
I co bym zrobiła gdyby to było możliwe?



189.

Całkowity brak energii i chęci na cokolwiek. Przez pogodę?

niedziela, 24 czerwca 2012

188. Laba :)

Niedzielne przedpołudnie spędzam sobie spokojnie w domu. Słucham muzyki, piję kawkę, oglądam serial... Kąpiel, maseczka, malowanie paznokci :) Po szpitalu jakaś się taka rozlazła zrobiłam. Czas się wziąć w garść i o siebie zadbać. Dobrze mi to zrobiło. Zwłaszcza, że okres dość nerwowy teraz mam i nie bardzo mogę coś z tym zrobić. Czekając więc na rozwiązanie wielu spraw wypełniam sobie czas jakimiś nie skomplikowanymi czynnościami, które nie wymagają ode mnie specjalnie ciężkich procesów myślowych.
Pogoda piękna się zrobiła. Może książka w parku... Na rower chyba jeszcze za wcześnie z moją nogą. Chociaż w zasadzie nie wiem, bo nikt mi nie powiedział co mi wolno, a czego nie. Niedługo idę na wizytę kontrolną. A potem wyjazd na mazury... A potem będę rozglądać się za pracą. Już nawet zaczęłam. Znalazłam bardzo ciekawe ogłoszenie i już chciałam wysyłać papiery, ale kawałek dalej znalazłam ogłoszenie, w którym ostrzegają przed tą ofertą. Że to ponoć banda oszustów, która życzy sobie skan dowodu osobistego a potem na to bierze kredyty czy coś. I zamiast pracy dostajesz długi do spłacenia i sprawę w sądzie. Nie wiem czy to jest możliwe czy nie, w każdym razie szukam dalej.
Jeszcze tylko tydzień i mój współlokator się wyprowadza :) Czekałam na ten dzień bardzo długo. Nareszcie nadszedł :) Nie spodziewam się, że wyprowadzając się po sobie posprząta. Raczej zostawi jeszcze większy bajzel niż ma teraz. Jednak postanowiłam się jakoś specjalnie nie przejąć tylko cieszyć się, że wreszcie się stąd wynosi. Będziemy mieli z R. całe mieszkanie dla siebie. Sypialnie sobie urządzimy :) I wreszcie kupię dywaniki do łazienki, bo już mi ich nikt nie zniszczy :) I będę miała pachnące, wywietrzone mieszkanie a nie tylko jego część, a resztę zakurzoną i śmierdzącą. To znów kolejny etap mojego dorosłego życia. Robi się poważnie :)
Miłego niedzielnego popołudnia życzę sobie i Wam :)

poniedziałek, 18 czerwca 2012

187. Pozytywów koniec.

Bo co za dużo to nie zdrowo. Do tej pory wszystko układało się bardzo dobrze. Widać zbyt dobrze. Wróciłam wczoraj wieczorem do Poznania. Do domu. Z R. niestety się minęłam. Dostał telefon od rodziców, że jest pilnie potrzebny w domu. Przez wieś w ciągu dziesięciu minut przeszło wielkie gradobicie z huraganem. Niszczyło wszystko co miało na drodze. Drzewa połamane albo poprzewracane, dachy pozrywane, okna powpychane do domów. Z ogrodu nie zostało prawie nic. Wielkie, ciężkie, metalowe drzwi od wiaty powyginane. Tragedia. Musiał biedny jechać pomóc ratować co się da i zabezpieczać dom, bo niestety burz zapowiadają na ten tydzień więcej. Dwa dni spędził łatając z innymi dziury w dachu, tnąc gałęzie i wywożąc gruz. Wrócił jakieś dwie godziny temu. Co dalej... Naprawy będą kosztowały sporo. Nie wiadomo więc czy wystarczy na wesele. Może będzie trzeba wszystko odwołać i zrobić tylko mały skromny ślub dla rodziny.
Do tego wszystkiego jeszcze jaja na uczelni ze starym profesorem co to dla przyjemności własnej wysłał 30 osób na egzamin komisyjny. W tym mnie niestety. Kiedy, co i jak oczywiście nie wiadomo, bo po co to się spinać.
Nie lubię poniedziałków...


piątek, 15 czerwca 2012

186. Pozytywnie!


Wieczór wczorajszy minął pod znakiem plotek i ploteczek z bardzo dobrą koleżanką (przyjaciółką?). Specjalnie na jej przyjście upiekłam tartę z truskawkami i budyniem :) Wyglądała pięknie. Niestety przy wyciąganiu się rozwaliła. Na szczęście smak pozostał :) 
Cieszę się, że przyszła. Widzimy się rzadko, ale jak już się spotykamy to trwa to trochę bo do omówienia mamy zawsze dużo tematów. Uciekł mi więc mecz Niemcy-Holandia ale co tam :)

A dziś od rana same rozrywki. Mama wystraszona już od dłuższego czasu, że mam zespół jakiś tam zapisała mnie na wizytę do reumatologa. Za oknem leje, moja noga jeszcze nie gotowa na pokonywanie dalekich dystansów, więc zadzwoniłam po taksówkę. Jadąc przez miasto postanowiłam sobie z panem porozmawiać, co mi się zbyt często nie zdarza. No ale o czym tu? No albo pogoda albo euro. Wybrałam pogodę myśląc sobie, że pewnie euro ma już facet dosyć. Okazało się, że nie trafiłam. Całą drogę opowiadał jak to nie lubi tematu pogody, a jeszcze bardziej jak mu ludzie mówią, że to przez niego. Potem w temat włączyła się jednak piłka i tym sposobem nie musiałam się już więcej odzywać. Dowiózł mnie na miejsce i czekam w kolejce do gabinetu. Z babciami i dziadkami różnej maści. I każdy z nich oczywiście wie co jest innym i że w zasadzie mogli nie przychodzić. A bitwa o kolejkę... Kto przed kim i dlaczego akurat tak :) A teraz wspólna krzyżówka. Dzień zapowiada się dobrze. Popołudniu próbna fryzura ślubna, mierzenie sukni, wybieranie tapet i kawka z koleżanką. Muszę drugą tartę upiec, bo z tej wczorajszej niestety za dużo nie zostało. Chyba będzie z powidłami i migdałami. Ale może zapytam jeszcze w kolejce co o tym myślą. Rad dostałabym pewnie z tysiąc.

Wszystim Wam życzę takiego pozytywnego dnia jak mój.

P.S. Post dodany z opóźnieniem jednego dnia. Pisałam w telefonie ale żeby wkleić to tutaj już nie mogłam się zabrać. Tarta z powidłami zjedzona jeszcze szybciej niż ta z truskawkami. Fryzura próbna nie tak rewelacyjna jak myślałam ale też źle nie było. Suknia przymierzona. Wszystko z nią w porządku. Ostatnia przymiarka kilka dni przed ślubem i trwać będzie dwie godziny. Jak to wytrzymam jeszcze nie wiem ale zobaczymy. Kawka z koleżanką bardzo pozytywnie.
A dziś mamy już piątek. Pierwszy raz od operacji wyszłam do sklepu z bratem, a za dwa dni wracam do R. do domu - już nie mogę się doczekać!!!

wtorek, 12 czerwca 2012

185. Spotkania.

Czasem mam wrażenie, że ludzie spotykają się ze sobą nie dlatego, że mają na to ochotę, że chcą razem spędzić czas, tylko dlatego, że wypada. Tak trochę na siłę. Zawsze z konkretnego powodu. A nie lepiej by było być szczerym? Jeśli nie masz ochoty się z kimś zobaczyć, to się z nim nie umawiaj. Tyle. Proste to przecież.
Myślę trochę o tym po spotkaniu ze swoją siostrą. Zresztą po każdym jednym. Nie jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami z amerykańskiego filmu. I pewnie nigdy nie będziemy. Rzadko spotykamy się same. A jak już nam się uda, to mam wrażenie, że to też jest takie trochę wymuszone. Chwilę porozmawiamy o znajomych wspólnych mniej lub bardziej, po czym ona zawsze dzwoni do brata albo włącza komputer. Trochę mi przykro z tego powodu.

Noga wraca do zdrowia. Co prawda jestem jeszcze słaba bardzo. Wczoraj jechałam z koleżanką do Poznania na egzamin. Po powrocie byłam w stanie się tylko położyć i spać. Dzisiaj już lepiej trochę. Rano byłam w szpitalu żeby wyciągnąć szwy. Trochę może wcześnie - to dopiero tydzień, ale tak kazał mi pan dr., który dzisiaj stwierdził, że skoro kazał, to widocznie miał w tym jakąś myśl. Niestety nie pamiętał jaką :)

Cieszę się dzisiejszym dniem. Odpoczywam i koniec. Potrzebuję odpoczynku.

piątek, 8 czerwca 2012

184. Po i przed wszystkim.

Ze szpitala wróciłam cała i zdrowa. Ogólne samopoczucie oceniam na bardzo dobre. Operacja się udała i wszystko dobrze się skończyło. Jestem w domu od wczoraj, najszczęśliwsza na świecie, najbardziej z tego, że mogę sama chodzić do toalety (jakkolwiek banalne się to wydaje).

A teraz zasiadłam przed telewizorem z kuflem piwa i tabletkami przeciwbólowymi i mam nadzieję, że za dwie godziny nie będę musiała śpiewać: "Nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało..."
Zaczynamy Euro!!!

poniedziałek, 4 czerwca 2012

183. Wsparcie!

Trzymajcie kciuki. Idę zaraz na oddział chirurgiczny. Wracam w czwartek bez jednej żyły :)