sobota, 29 października 2011

121. Nareszcie...!!!

Na taki weekendowo-blogowy poranek czekam już od dawna. Udało się nareszcie :)
Szlafrok, kawka, (i skrzypiące chyba od dźwigania ciężaru R. krzesło w kuchni) i cisza :) Chwilowa niestety tylko. Ale zawsze...

... i w zasadzie nie wiem o czym w tej ciszy napisać. Mogłabym jak zawsze pomarudzić. Ale to już nawet mnie znudziło. Poza tym, oprócz zimna na dworze, krótkich dni i ciągłego braku czasu, co jest wynikiem mojego niezorganizowania, nie mam na co narzekać.

Na uczelni wszystko układa się bardzo dobrze. Przeniesienie do innej grupy było zdecydowanie jednym z najlepszych moich pomysłów :) Okazuje się, że jednak nie wszyscy są negatywnie nastawieni do świata, nie wszyscy budują toksyczne związki pomiędzy sobą i nie wszyscy się nawzajem obgadują za plecami. A to dobrze, bo zaczynałam tracić wiarę w ludzi ...
Hehe... no właśnie. Dostałam zaproszenie na imprezę urodzinową do koleżanki z grupy. Skończyła właśnie 21 lat :) i o niczym innym nie mówi jak o emeryturze, wnukach i domach starców. A ja co mam powiedzieć? Za chwilę mam 25!!!
Zastanawiam się czy na tą imprezę iść. Jakoś tak nie do końca swobodnie się z nimi czuję. Zdaję sobie sprawę, że oni pewnie też. Tylko, że to ja jestem nową osobą wchodzącą w grono znajomych. Oni się już znają od I roku. A ja dołączyłam dopiero teraz, na III. Przyjęli mnie bardzo dobrze, ale ja zawsze mam problemy z nowymi ludźmi. Co przypuszczalnie jest absurdalne, bo jak widać - nie powinnam. Więc chyba pójdę... Już któryś raz mnie gdzieś tam zapraszają. Grożą nawet, że jak się nie pojawię to zostanę wykluczona z grona zapraszanych...
To wszystko w ogóle dla mnie trochę śmieszne jest. Ja - 25 letnia kobieta po przejściach życiowych zadająca się z 4 lata młodszymi dziewczynami o zupełnie innym podejściu do życia. Hmm... Ale mi dobrze w takim układzie. Powinnam się tym martwić?

Co tam jeszcze... Współlokator... Śniło mi się ostatnio, że próbuję z nim porozmawiać a on wyzywa mnie i moją siostrę od grubych świń i innych takich. Chciałam mu przywalić, ale się obudziłam. Myślę, że to znak. Czas skończyć gadanie o rozmowie i naprawdę z nim porozmawiać. Atmosfera w mieszkaniu dziwna. A po co mi to :) Tylko się boję, że nie opanuję się na tyle żeby to była spokojna rozmowa. Za dużo się we mnie zebrało. A z drugiej strony, do cholery jasnej, jesteśmy dorosłymi osobami, które mogą sobie powiedzieć co mają do powiedzenia.

I tu też pojawia się kolejny mój problem, który u siebie zauważyłam. Ja za bardzo chcę być miła dla wszystkich dookoła. Nie chcę nikogo zawieść, nie chcę odmówić, często kosztem swoim. Albo R. Zwłaszcza w relacjach z moją najbliższą rodziną.
Jesteśmy za bardzo zżyci z moim rodzeństwem. Absurd. Ale tak jest. Był taki okres gdzie tego potrzebowaliśmy, ale teraz (8 lat później) czas najwyższy się rozejść. Co nie znaczy przecież, że mamy zerwać ze sobą kontakt całkowicie. Ograniczyć trochę... Niestety jest to nie możliwe. Wszyscy wszystko chcą wiedzieć, skomentować, poradzić, co nie zawsze jest dobre przecież...
Na przykład  sytuacja z moją siostrą. Najpierw mnie wkurzyła, potem rozśmieszyła. Bo w takiej skali to jeszcze jest nieszkodliwe, ale to się nasila.
Rozmawiamy przez telefon:
siostra: Słuchaj, a Ty przyjeżdżasz na weekend sama czy z R.?
ja: Jeszcze nie wiem. Może z R., bo przejechalibyśmy się obejrzeć sale na wesele w sobotę.
siostra (bardzo przejęta):  Aha... ale w sobote... ja się z koleżanką umówiłam przed południem i na obiad i nie będę mogła jechać. No ale dobra, to najwyżej ja nie pojadę...
ja: no najwyżej nie pojedziesz...
zmiana tematu.
Przecież nikt jej nie prosił o to żeby jechała. Zresztą nawet do głowy mi nie przyszło żeby ją poprosić. Chciałam z R. pojechać sama. A dla niej oczywiste było, że jedziemy wszyscy, ja, R., ona, brat i mama najlepiej tylko, że ona gdzieś jechała. I w porządku, bo zaczęłam się z tego śmiać, bo brzmiało to uroczo bardzo. Tylko, że to się rozwija.
I najgorsze, że każda próba odejśćia trochę od rodzeństwa, zwiększenie dystansu kończy się nie zbyt dobrze. Wszyscy myślą, że coś się dzieje i próbuję to ukryć, albo słyszę, że nie włączam się w ogóle w życie rodzinne, tylko siedzę z R., a nie powinno tak być.
A ja właśnie uważam, że powinno. Bo to R. będzie teraz moją rodziną. Oni też oczywiście, ale trochę dalej. I nie będę za to przepraszać.

A teraz (rozpisałam się trochę, ale lepiej mi jak to z siebie wyrzuciłam) zbieram się, bo jedziemy do R., siostry, a potem rodziców. Weekend w drodze więc spędzam, ale nawet mi to jakoś bardzo nie przeszkadza. W domu i tak za dużo nie robię jak już spędzam tam weekend, więc podróże dobrze mi zrobią :)

Miłego długiego weekendu!!!

1 komentarz:

  1. Ehemm... Chciałabym zaznaczyć, że również mam 21 lat (z tym tylko, że jestem ze stycznia, więc lada moment wskoczę w 22 rok życia) i to nie oznacza, że jestem mniej dojrzała i bez jakichkolwiek przejść, bo jak na swój wiek, to bardzo wiele przeszłam i myślę, że czasami nieco starsze osoby nie miały o wielu sprawach nawet pojęcia:PP To tak w kwestii trochę obrony rocznika 1990:))) Ale .. Integracja w grupie jest ważna, więc idź - nic Ci nie szkodzi! Zawsze gdyby Ci coś nie pasowało, nie podobało się, możesz wyjść. Nawet wymyślić, że jesteś zmęczona, źle się czujesz i już:))

    Za dobrzy ludzie mają się źle - wiem sama po sobie. O cokolwiek gdyby ktoś mnie poprosił, to ni umiem odmówić. Jestem chyba mało asertywna. Trudno się później nie dziwić, że później ludzie mnie wykorzystują i że mam skopany tyłek. Ale jak to mówią: Jak masz miękkie serce, to miej twardą dupę.

    Rodzicom i rodzeństwu bardzo ciężko jest zaakceptować, że ich dziecko odchodzi z domu, czy że już ten kontakt nie jest taki jak kiedyś. No cóż - każdy dorasta, zmienia tryb życia, podejmuje pracę, czy studiuje i chcąc nie chcąc wszystko wygląda już inaczej. Z każdym dniem... Ale dla ludzi, którzy spędzali z nami wcześniej tyle czasu jest to ciężko przyjmowane do wiadomości.

    Udanego weekendu życzę!

    OdpowiedzUsuń